Super Express: - Zwolnili pana piłkarze?
Leszek Ojrzyński: - Mam taki charakter, że gdy coś jest nie tak, to walę prawdę prosto w oczy. Jeśli to się komuś nie podoba, to jego problem. W każdym klubie, w którym pracowałem nie chodziłem i nie gadałem na nikogo za plecami. Jak ktoś nie wypełniał moich poleceń, to zwracałem mu na to uwagę. To chyba normalne.
- Mówi pan o Radosławie Sobolewskim? Ponoć od meczu z Ruchem pozostawaliście w ostrym konflikcie.
- Jego proszę pytać, czy był ze mną w konflikcie. Sprawa jest prosta – rządzi trener, a piłkarz musi się podporządkować. Ja wiem, że świat w wielu dziedzinach życia stoi na głowie, ale nie w mojej drużynie. Tu temat jest prosty. Ja jestem szefem, a każdy zawodnik podwładnym.
- Chyba nie wszystkim piłkarzom taka postawa się podobała, bo w meczu z Lechem (0:2) było widać, że zawodnicy nie chcą umierać za Górnika i za Leszka Ojrzyńskiego…
- Mnie nikt nie zarzuci, że nie chciałem umierać za Górnika. Każdego dnia oddawałem temu klubowi całe serce, wiedzę i umiejętności. A jeśli jakiś piłkarz nie umierał na boisku, to jest to brak profesjonalizmu. Jeśli rzeczywiście tak było, to wobec winnych należy wyciągnąć konsekwencje.
- Zarzuca się panu, że nie trafił z transferami. Krytycy pytają po co sprowadzał pan do Zabrza Macieja Korzyma i Michała Janotę?
- No to proszę mi wymienić gdzie grają ci, którzy z Górnika odeszli? Proszę podać trzy nazwiska… Ciężko prawda? Słodowy, Piasecki, Gwaze? Albo poszli do niższych lig, albo szukają klubów. Ci, którzy odeszli i ci którzy przyszli mieścili się w tym samym budżecie. Gdyby ktoś dał mi na wzmocnienia 2 miliony złotych, to można by kręcić nosem, że sprowadzeni zawodnicy nie spełniają oczekiwań. I to też dopiero po sezonie, a nie nie po czterech meczach! Steblecki, Kallante, Kante, Matuszek – mnie już nie było, a oni zagrali z Legią. Pewnie w Warszawie wystąpiłby i Golański gdyby nie kontuzja.
Zobacz: Jan Żurek ma uratować Górnika Zabrze. Początek porządków po Leszku Ojrzyńskim
- Ale Korzym i Janota nawet nie znaleźli się w kadrze na to spotkanie.
- Oni nieraz potwierdzili, że potrafią grać w piłkę. Zimą Korzym przegrał rywalizację z Kante, dlatego grał ten drugi. Czasami słabsza forma jest pochodną kłopotów w życiu osobistym, rodzinnym. Trzeba spojrzeć na piłkarza jak na człowieka. Myślę, że jeszcze będzie z nich pożytek.
- Wspomniał pan starcie z Legią. Górnik w tym meczu się panu podobał?
- Oglądałem tylko drugą połowę. Po stracie bramki na 1:2 ściągnięto z boiska napastnika. Dziwne to trochę…
- Zabrzanie utrzymają się w Ekstraklasie?
- Tym chłopakom potrzeba czasu. No bo z kim przegraliśmy? - Cracovia – rewelacja sezonu, Lech – uważam że będzie wicemistrzem Polski, a już na pewno zagra w pucharach, a z Ruchem na otwarcie stadionu niektórych zjadła trema. 25 tysięcy ludzi na trybunach… Galoty latały… Tłumaczyłem, że najważniejsza będzie końcówka sezonu. Wtedy już uodpornieni na krytykę, oswojeni z kilkoma porażkami, piłkarze będą znacznie silniejsi psychicznie. Poza tym proszę pamiętać, że w ubiegłym roku też znacznie lepszą mieliśmy końcówkę. Sześć spotkań z rzędu było na plusie. Wygraliśmy trzy mecze, a trzy zremisowaliśmy. Podbeskidzie gdy tam pracowałem do 30 kolejki też było pod kreską, a potem zabrakło nam tylko jednego zwycięstwa by awansować do grupy mistrzowskiej. Jako przykład podawałem chłopakom Leicester. W poprzednim sezonie na 10 kolejek przed końcem byli jedną nogą w drugiej lidze. Potem wygrali 8 meczów i się utrzymali, a teraz walczą o mistrzostwo Anglii. Jeżeli grupa trzyma się razem, a drużyna to jedność, nie ma rzeczy niemożliwych.
- Jakie ma pan najbliższe plany?
- Spędzam czas z rodziną. Zamierzam też przejść ekstremalną drogę krzyżową. Wyruszę z Krakowa do Kalwarii Zebrzydowskiej i przez noc pokonam dystans 44 kilometrów. Ja mam taki charakter, że po każdym niepowodzeniu jestem silniejszy. Z błędów wyciągnąłem wnioski. Mam nadzieję, że już niebawem będę mógł to udowodnić na trenerskiej ławce.