Podolski miał cztery lata, kiedy Jim Sheridan kręcił słynny film „Moja lewa stopa”, opowiadający o słynnym malarzu, tworzącym swoje obrazy – z powodu częściowego paraliżu – właśnie lewą stopą. Mistrz świata z 2014 być może nie ma filmowej urody równej Danielowi Day-Lewisowi, odtwórcy głównej roli nagrodzonemu za nią Oscarem. Lewą stopą – choć w nieco innej dziedzinie – posługuje się jednak z podobną maestrią.
Nic dziwnego, że na Poldiego w tym sezonie też skierowane są kamery filmowych producentów, szykujących dla streamingowego giganta produkcję o ostatnim sezonie napastnika na zielonych boiskach. Tylko czy aby na pewno powinien zawieszać buty na kołku? On sam u progu sezonu tego wcale nie był pewien. - Może będę tak „zajechany”, że faktycznie skończę grę? - „główkował” głośno. - Ale nie wykluczam, że zdecyduję się na dalsze granie – mówił nam po rozpoczęciu zimowych przygotowań.
Kolejne tygodnie potwierdzają, że ta niepewność jest uzasadniona. Jeszcze w lutym dał „górnikom” wygraną z Radomiakiem. Tydzień temu jego bramka dawała Górnikowi wiarę w odwrócenie losów meczu w Gdańsku – i tak się ostatecznie stało. W sobotni wieczór na Arenie Zabrze mistrz świata znów pokazał, że wysyłanie go na piłkarską emeryturę jest stanowczo przedwczesne!
Lukas Podolski złościł się i rozkładał ręce, ale jego lewa stopa niezmiennie zadziwia i napędza motor zabrzan
Od samego początku to właśnie Poldi był „regulatorem mocy” zabrzańskiej drużyny i motorem napędowym jej akcji w starciu z Motorem. I frustrował się mocno, gdy jego precyzyjne – krótsze bądź nawet kilkudziesięciometrowe – podania koledzy (najczęściej Yosuke Furukawa) nie wykorzystywali w sposób przez niego oczekiwany. Kiwał głową, rozkładał ręce, złościł się...
… no i w końcu wziął sprawy „egzekucji” w swoje ręce. To była akcja przypominająca nieco tę bramkową z Gdańska. Też dogrywał, tym razem niemal z linii końcowej, Taofeek Ismaheel, a mistrz świata – z maestrią – dołożył odpowiednio „jego lewą stopę” i Kacper Rosa musiał pofatygować się do siatki po futbolówkę. Swoją drogą niechlubny „bohater” starcia Motoru z Legią dostał od trenera Stolarskiego kolejną szansę i tym razem trudno mu było cokolwiek zarzucić.
Po przerwie koledzy wystawili Rosę na ciężką próbę. Żaden z nich specjalnie nie przeszkadzał dwóm Czechom w szeregach „górników”, gdy w odstępie paru minut pakowali piłkę do siatki Motoru. Zwłaszcza uderzenie Patrika Hellebranda potwierdziło ogromne możliwości pomocnika, które dostrzegł już selekcjoner czeskiej reprezentacji.
To były absolutnie jednostronne chwile tego widowiska. Rosa za chwilę zastopował Ousmane’a Sowa, potem sparował na róg bombę zza „szesnastki” Podolskiego. Przy kolejnej szarży Senegalczyka musiał już jednak skapitulować.
Niezwykły wyczyn Filipa Majchrowicza
Nie kapitulował za to Filip Majchrowicz w bramce zabrzan. I to nawet w sytuacji, w której przyszło mu bronić rzut karny. I to żeby tylko jeden! Po pierwszym odbiciu strzału Piotra Ceglarza, Szymon Marciniak – za zbyt szybkie wbiegnięcie w pole karne Rafała Janickiego – nakazał powtórkę. Tym razem golkiper już się w odbijanie nie bawił: po prostu złapał „w zęby” piłkę po strzale kapitana Motoru. To było nader efektowne podsumowanie bardzo spektakularnego występu zabrzan!
Górnik Zabrze – Motor Lublin 4:0 (1:0)
1:0 Podolski 25. min, 2:0 Kmet 50. min, 3:0 Hellebrand 53. min, 4:0 Sow 64. min
Sędziował: Szymon Marciniak. Widzów: 13179.
Górnik: Majchrowicz - Szala (46. Kmet), Szcześniak Ż, Janicki Ż, Janża – Sarapata (65. Prebsl), Hellebrand – Ismaheel Ż (46. Saw), Podolski (85. Liseth), Furukawa – Zahović (71. Buksa)
Motor: Rosa -F. Wójcik (58. Stolarski), Bartoš Ż (46. Najemski), Matthys, Palacz (70. Luberecki) – Ceglarz, Łabojko, Wolski, Caliskaner (58. Scalet), van Hoeven – Mraz (70. Simon)
