"Super Express": - Jaki ma pan pomysł na wyciągnięcie Lecha z kryzysu?
Mariusz Rumak: - Trzeba przede wszystkim przywrócić charakter temu zespołowi. Ostatnio Lech był zlepkiem indywidualności i był to jeden z powodów, że w lidze nam nie szło. W piłce liczy się przede wszystkim zespół. Ta drużyna musi też odzyskać wiarę w siebie, nie może załamywać się po stracie gola. Straty zawsze można odrobić.
- Przejął pan drużynę mającą znaczną stratę do czołówki. Jaki jest cel na koniec sezonu?
- Taki sam jak przed jego rozpoczęciem: awans do europejskich pucharów. Nie uważam, żeby był to cel nierealny. W lidze do miejsca pucharowego tracimy osiem punktów, a mamy przecież jeszcze zaległy mecz z Górnikiem Zabrze. Wszystko jest do odrobienia. Jest też druga droga do Europy - Puchar Polski, który chcielibyśmy wygrać.
- Słychać było głosy, że Lech popełnił błąd, zatrudniając młodego i nieznanego trenera. Jak pan to odbierał?
- Bez wielkich emocji, każdy ma prawo mieć swoją opinię. Każdy przecież kiedyś musi zacząć. Nieraz trenerzy bez doświadczenia dostawali szansę prowadzenia wielkich zespołów i dobrze sobie radzili. A ja przecież nie jestem żółtodziobem, całe zawodowe życie, 16 lat, podporządkowałem temu, by się do tej roli przygotować.
- W Lechu grają piłkarze, którzy są pana rówieśnikami. Mówią do pana na "ty"?
- Zwracają się do mnie "trenerze" albo "panie trenerze". Ja darzę ich szacunkiem, oni mnie również.
- To dobrze, że pański debiut w Lechu przypada na mecz z tak groźnym rywalem?
- Ani dobrze, ani źle. Wisła jest bardzo mocna, mam wrażenie, że w ostatnim meczu z Lechią, który wygrała, nie pokazała wszystkiego, na co ją stać. Ale ja skupiam się przede wszystkim na swoim zespole.
- Jako trener zespołu Młodej Ekstraklasy Jagiellonii Białystok współpracował pan z Michałem Probierzem, który prowadzi Wisłę. Jakie ma pan wspomnienia?
- Tylko najlepsze. Michał Probierz to świetny trener, cały czas żyje swoją pracą, ma talent do tego, co robi. Jesteśmy kolegami. Ale w piątek na boisku żadnych sentymentów nie będzie.