Joachim Marx

i

Autor: Supporterhéninois/WIKIPEDIA Joachim Marx

Wielkie śląskie derby

Mistrza olimpijskiego życiorys zupełnie niepospolity: kochał Górnika, został legendą Ruchu. A co ma do tego żółtaczka?

2024-03-16 10:39

W sobotnie popołudnie hitem 25. kolejki ekstraklasy będzie bój na Stadionie Śląskim: Ruch podejmie Górnika. Kto zna historię rywalizacji chorzowsko-zabrzańskiej i uczuć, jakimi darzą się sympatycy tych drużyn, doskonale rozumie, że zawodników mających w CV występy w szeregach obu tych klubów można policzyć na palcach dwóch rąk. Joachim Marx został legendą jednego z nich, choć przez wiele lat kibicował… temu drugiemu, mając nadzieję na przywdzianie jego stroju. Mało tego; był (i jest do dziś) serdecznym kolegą jednej z ikonicznych postaci tego wymarzonego klubu.

- Wychowaliśmy się w Sośnicy (dzielnica Gliwic – dop. red.): ja na Brackiej, Włodzimierz Lubański na Sztygarskiej – opowiadał mi Joachim Marx. - Przez łąki było może ze 100 metrów między naszymi domami. W piłkę grywaliśmy na żużlowym placu koło restauracji „Sośniczanka”, w małym parku. Drzewa tam rosnące sprawiały wrażenie, jakby ktoś specjalnie posadził je tak, by tworzyły dwie bramki! Poprzybijaliśmy do nich deski, tworzące poprzeczkę, i graliśmy długimi godzinami – dodawał.

A że jest trzy lata starszy od „Włodka”, ze śmiechem przytaczał zasady towarzyszące wybieraniu owych podwórkowych drużyn. - Ci najmłodsi i najmniejsi, jak on, zostawali zawsze na koniec. Ale od chwili, w której pokazał, co umie, każdy chciał go mieć w swoim zespole! - podkreśla Marx.

Sośnica graniczy z Zabrzem, więc Górnik – budujący swą markę w polskiej piłce od połowy lat 50. - przyciągał dzieciaki mieszkające w okolicy. Na treningi co prawda chodziły do dzielnicowego klubu (a potem – do GKS-u Gliwice), ale już na mecze ligowe biegały do sąsiedniego miasta. Biegały dosłownie. - Od stadionu dzieliły nas dwa przystanki. Ale czasem brakowało grosików na bilet autobusowy. Więc chodziliśmy na przełaj, torami. Wiele razy trzeba było naciągać mocno nogi, bo milicja kolejowa łapała takich delikwentów – zaznaczał Marx.

Lukas Podolski znów nie bierze jeńców, inni by na to nie wpadli. Jasno ocenił wybór arbitra na wielkie derby Śląska

Kiedy brakowało owych grosików na autobus, brakowało ich i na spotkanie piłkarskie. Więc „wbicie się” na mecz wymagało fortelu. - Kupowaliśmy wejściówkę na basen sąsiadujący ze stadionem. Jedną. Potem ktoś wchodził i podawał ją następnemu przez płot. A gdy już wszyscy byli wewnątrz, właziliśmy na stadion przez dziurę w płocie – opowiadał pan Joachim. A potem dzieciaki chłonęły gole Ernesta Pohla, interwencje obronne Stanisława Oślizły, rajdy skrzydłem Romana Lentnera..

Kiedy w wieku 19 lat ze skrzynki na Brackiej nasz rozmówca wyjął bilet do wojska, przystał na propozycję służby zastępczej w barwach milicyjnej Gwardii Warszawa. Po jej zakończeniu został jeszcze na dwa lata w mundurze. - W 1967 wziąłem ślub. Żona nie chciała przeprowadzać się do stolicy. Gwardia zaś… nie chciała mnie zwolnić, zawiesiła na rok! Wróciłem do Sośnicy, zamieszkaliśmy u teściów. Górnik - mając mnie „pod nosem” - zaproponował treningi i grę u siebie. Trenowałem kilka tygodni, ale zabrzańscy działacze nie mogli się dogadać z warszawskimi – wspominał Joachim Marx.

Pojechał więc na Racławicką i dograł sezon wśród gwardzistów, za obietnicę zwolnienia po rozgrywkach do Górnika. Tyle że… dopadła go żółtaczka, a po jej wyleczeniu zabrzanom „się odwidziało”! Został więc w stolicy jeszcze na kolejny sezon. - W międzyczasie strzeliłem 26 goli w 2. lidze, bo Gwardia spadła z ekstraklasy. Gdy tylko skończyły się rozgrywki, przyjechali do mnie działacze Ruchu. Od razu się zgodziłem się na transfer! - dodawał nasz rozmówca.

W nowych barwach przyszło mu zadebiutować w boju przeciwko… Górnikowi! - I mogłem być bohaterem „Niebieskich”, bo nie wykorzystałem wtedy 200-procentowej sytuacji! Potem zawsze mecze z Górnikiem - w końcu „moim klubem”, w którym nigdy nie zagrałem... - były specjalne – podkreślał Joachim Marx.

Jako chorzowianin pojechał na igrzyska i przywiózł z nich tytuł mistrza olimpijskiego. Na MŚ 1974 natomiast nie pojechał, bo wiosną tegoż roku doznał poważnej kontuzji barku w meczu z… Górnikiem! Ma za to – dzięki Ruchowi – dwa tytuły mistrzowskie w CV: w 1974 i rok później!

Wszystko, co ważne w życiu piłkarza Ruchu, wiąże się ze Stadionem Śląskim. Mamy tego potwierdzenie na fotkach!

„Kochałem Górnika, zostałem legendą Ruchu” – jak widać, Joachim Marx całkiem śmiało mógłby takimi właśnie słowami podsumować swój piłkarski, obfitujący w sukcesy, życiorys… A kontakty z kolegą z podwórka? - Cóż… Po wyjeździe każdego z nas z Sośnicy mieliśmy swoje rodziny, towarzystwo. Odnowiliśmy znajomość dopiero wtedy, kiedy ja „zakotwiczyłem” we Francji, a on w Belgii. Mieszkamy dziś w różnych krajach, ale... ledwie 110 kilometrów od siebie. Odwiedzamy się dość regularnie, mamy stały kontakt telefoniczny – zdradza „Asiu”.

Początek śląskich derbów Ruch Chorzów – Górnik Zabrze w ramach 25. kolejki ekstraklasy w sobotę o godz. 17.30 na Stadionie Śląskim. Transmisja w Canal+ Sport

Sonda
Kto wygra derby na Stadionie Śląskim?
Najnowsze