– Bo jak się zazwyczaj podaje nazwiska, to potem ten kandydat jest z góry skreślony – tłumaczy z uśmiechem Jerzy Engel, który na początku wieku był niemalże trenerskim magiem, wywalczając z kadrą (po 16 latach posuchy) awans na mistrzostwa świata. – A wtedy faworytem do pracy z reprezentacją był Franio Smuda, był Heniu Kasperczak, a ja byłem jako trzeci w kolejce – wspomina Engel.
ZOBACZ TEŻ: Legia zapłaci fortunę za lot do Aktobe. Poznaliśmy szczegóły, wszystko już zaplanowane
Kto selekcjonerem? Ktoś nieoczywisty?
Były selekcjoner wydawał się nam sugerować, że w tym przypadku może być podobnie, to oznaczałoby, że kandydaci będący w hierarchii za Skorżą i Markiem Papszunem nie są na straconej pozycji. Wciąż w grze są przecież Jan Urban, Adam Nawałka czy Jacek Magiera, a od kilku dni mówi się też o Nenadzie Bjelicy. – Objąć funkcję to jedno, a osiągnąć sukces to drugie. Mecz z Finlandią to historia, ta karta jest zamknięta. Nowy selekcjoner wszystko rozpocznie od zera – zaznacza Engel. – Im szybciej, tym lepiej, bo selekcjoner będzie miał więcej czasu na to, żeby się przygotować na ciężki mecz w Holandii – dodaje po Engel.
Jerzy Engel nie ma wątpliwości, że nowy selekcjoner musi szczęśliwie dokończyć eliminacje, czyli awansem na mundial lub miejscem gwarantującym baraże, ale... – Najpierw trzeba przejść pomyślnie rozmowę z prezesem PZPN, bo to on jest pierwszym selekcjonerem. Selekcjonuje odpowiedniego człowieka, tą najważniejszą osobę, która dopiero od nowa stworzy zespół. Wiem po sobie, że jak ktoś mi na siłę zaczynał wciskać jedno, drugie czy trzecie nazwisko, to zaczynałem się zastanawiać, o co w tym wszystkim chodzi – wytłumaczył na koniec.
