Od działaczy Lecha dostał pamiątkowy zegarek z jasnym przekazem - Franz, twój czas już się skończył.
"Super Express" był świadkiem pożegnalnej kolacji, na której Smuda spotkał się ze swoimi szefami. Do hotelu Mats Franza przywiózł trener bramkarzy Tomasz Muchiński, dyrektor Marek Pogorzelczyk dotarł taksówką, a prezesi Jacek Rutkowski i Andrzej Kadziński podjechali mercedesem z szoferem. Spotkanie trwało ponad trzy godziny, Smuda wyszedł z hotelu o godz. 22.39.
W torebce trzymał pożegnalny podarunek, elegancki szwajcarski zegarek firmy Longines. Średnia cena takiego cacka to kilka tysięcy złotych.
Działacze Lecha woleli jednak taki wydatek niż podwyższenie Smudzie zarobków do poziomu, który go satysfakcjonował, czyli aż o sto procent! Franz zarabiał w Lechu około 150 tysięcy euro rocznie, ale w nowej umowie chciał mieć zagwarantowane dwa razy tyle.
Szefowie "Kolejorza" stwierdzili, że to zdecydowanie za dużo, zwłaszcza że niemal pewne jest, iż Lech nie zdobędzie mistrzostwa Polski, a więc nie będzie miał szans walki o Ligę Mistrzów. Od lipca nowym szkoleniowcem "Kolejorza" będzie Jacek Zieliński (48 l.), o czym "Super Express" poinformował jako pierwszy już kilka dni temu.
A co będzie ze Smudą? Franz ujawnił, że w najbliższym czasie wybiera się na Dominikanę. Ale nie po to, aby trenować tamtejszą reprezentację (dopiero 184. miejsce w rankingu FIFA), ale by wypocząć. Potem Franz zacznie szukać roboty.