Jeszcze niedawno kibice Legii nie chcieli go znać i przeklinali działaczy za to, że wpadli na pomysł ściągnięcia go na Łazienkowską. Piotr Rocki (34 l.) podpadł tym, że jeszcze jako piłkarz Groclinu po strzelonym golu pogardliwie pokazał warszawskim fanom odwrócony do góry nogami znak "elki". W niedzielę "Rocky" odkupił winy. Strzelił decydującego gola w Superpucharze (2:1 z Wisłą) i pogodził się z kibicami.
"Super Express": - Powiedziałeś niedawno, że nawet lubisz, gdy kibice wyzywają cię od łysych ch..., bo to cię mobilizuje do lepszej gry. Ostro...
Piotr Rocki: - To prawda. Nieraz bluzgali na mnie z trybun, a ja, na przekór, grałem wtedy jeszcze lepiej. Bo nie jestem z takich, którzy pękają, jak tylko coś im nie idzie. Niektórzy piłkarze mają bajeczną technikę, świetny strzał i w ogóle wszystko mają świetne, ale wystarczy, że pięć tysięcy kibiców rywala ryknie coś przeciw nim i już są ugotowani. Najlepiej wtedy nie wychodziliby z domu przez wiele dni. Ja jestem charakterny i czegoś takiego się nie boję. Ale dobrze, że pogodziłem się z kibicami Legii, bo ta sytuacja była nieprzyjemna dla obu stron.
- W pogodzeniu z fanami pomógł ci ten piękny gol na 2:1. Wojciech Kowalczyk powiedział, że od czasów Deyny nikt takiego gola dla Legii nie strzelił. Mierzyłeś czy ci zeszło?
- Lubię strzelać takie gole. Opłaciło się to, że przed tym meczem zostałem po treningu z Kubą Wawrzyniakiem i ćwiczyliśmy takie wrzutki i strzały z boku pola karnego. Kątem oka zobaczyłem, że bramkarz Wisły wyszedł z bramki, a dwóch naszych piłkarzy wbiega w pole karne. Podciąłem więc piłkę tak, żeby przelobowała Juszczyka i żeby ktoś ewentualnie dobił ją do siatki. Ale... sama wpadła (śmiech).
- Przed meczem doszło do spięcia z kibicami Legii.
- Na rozgrzewce dostałem od nich kilka jobów, ale starałem się nie wymiękać. Najpierw były wyzwiska, jednak potem krzyknęli: "Podejdź, przeproś, wybaczymy". No to podszedłem. Podniosłem rękę na przeprosiny i usłyszałem pierwsze oklaski. To było miłe i potrzebne obu stronom. Załatwiliśmy to po męsku. Nikt nie został poniżony.
- W konflikcie z kibicami Wojciech Kowalczyk, legenda Legii, stanął po twojej stronie. To rzeczywiście kumpel z podwórka?
- Obaj wychowaliśmy się na warszawskim Bródnie, mieszkaliśmy kilkanaście bloków od siebie. Trochę graliśmy nawet razem, ale potem "Kowal" trafił do pierwszego zespołu Legii, a ja do Polonii. Zresztą do Legii przymierzałem się potem raz jeszcze, ale znów nie wyszło. Dopiero za trzecim razem się udało.
- W meczu z Wisłą grałeś bardzo ostro. Mówią nawet, że za ostro.
- Dla swojego zespołu byłbym w stanie zagryźć. Walczak jestem i tyle. Nie odstawię ani ręki, ani głowy. A Legia będzie grać coraz lepiej. I mamy dużą ochotę odebrać Wiśle tytuł.