Specjalista od awansów – w ostatnich latach świętował je (na różnych szczeblach) ze Stalą Rzeszów, Górnikiem Polkowice i Widzewem – kontrakt z Ruchem podpisał tuż przed Sylwestrem, zastępując na trenerskiej ławce Jana Wosia. - Ratownik? Można to tak nazwać. Natomiast zadanie jest takie samo, jak w przypadku walki o czołowe lokaty. W obu wypadkach trzeba… po prostu punktować – Janusz Niedźwiedź uśmiecha się, słysząc określenie coraz rzadziej używane w rodzimej piłce.
41-letni szkoleniowiec w poniedziałek zaprosił podopiecznych na pierwszy tegoroczny trening. Nie było wśród nich Konrada Kasolika, który przenieść się może do III-ligowej Wieczystej Kraków. Poza kadrą znaleźli się Paweł Baranowski, Dawid Barnowski, Maciej Firlej, Artur Pląskowski, Jan Sedlak, Kacper Skwierczyński i Remigiusz Szywacz, którzy otrzymali wolną rękę w poszukiwaniu nowych klubów i do czasu ich znalezienia będą trenować z zespołem rezerw. Nie wiadomo, czy wiosną przy Cichej zobaczymy Krzysztofa Kamińskiego, wypożyczonego jesienią do Chorzowa na zasadzie „transferu medycznego” tylko do końca 2023 roku.
- Mówią o mnie, że „zarażam optymizmem”… - to powrót Janusza Niedźwiedzia do odpowiedzi o rolę ratownika. - Oczywiście wynik sportowy jest ważny, ale dla mnie najważniejsze jest to, by piłka nożna sprawiała frajdę. Uwielbiam, gdy zawodnicy rosną, poprawiają się, stają się lepsi. Dlatego dziś nie myślę o tym, jak będzie za kilka miesięcy. Nie mam na to wpływu, mam za to wpływ na każdy kolejny dzień. Na znajdowanie tego, co pomoże wygrać każdy kolejny mecz – zaznaczył.
I jasno określił, czego od obecnych – i przyszłych, bo zmiany w kadrze Ruchu będą na pewno – podopiecznych oczekuje. - Wymagam od nich odwagi i pasji. Błędy się zdarzają, ale te dwa elementy są najważniejsze, z nich będę rozliczać zespół. Jeżeli zobaczę odważny zespół, szansa na to, że napiszemy piękną historię i piękną klamrą w postaci utrzymania zamkniemy sezon, będzie duża – podsumował Janusz Niedźwiedź.