Debiut w reprezentacji Polski Sobiech zaliczył w sobotnim spotkaniu z Finlandią (0:0). I choć zagrał zaledwie kilkadziesiąt ostatnich sekund, to mógł zostać bohaterem. W kluczowym momencie fatalnie jednak spudłował.
- Cały czas żałuję tej sytuacji, to mógł być tak piękny debiut! - mówi "Super Expressowi" Sobiech. - Trochę mi to przypomina końcówkę sezonu w Ruchu Chorzów. Wówczas też potrafiłem znaleźć się w sytuacji, a brakowało wykończenia. Mam do siebie pretensje, bo przecież napastnika rozlicza się ze strzelanych goli. Oby teraz było lepiej - ma nadzieję Sobiech, który po tym, jak ze zgrupowania wyjechał Ireneusz Jeleń, jest bardzo bliski gry w pierwszym składzie.
Młody napastnik wierzy, że jeśli w meczu z Serbią znów będzie miał taką okazję, to już jej nie zmarnuje. Przedarcie się pod bramkę finalistów mistrzostw świata będzie jednak bardzo trudne. Sobiech musiałby przechytrzyć asa Manchesteru United i reprezentacji Serbii, Nemanję Vidicia.
- To właśnie głównie z Vidiciem kojarzy mi się Serbia. Znakomity zawodnik, bardzo twardy obrońca. Już cieszę się na pojedynki z nim, bo będzie można się sprawdzić na tle światowej klasy defensora - z błyskiem w oku opowiada Sobiech.
- A czeka nas ciężka przeprawa. Serbia to twardo grający zespół, ale ma też kilku zawodników, którzy potrafią błysnąć technicznie - analizuje zawodnik, który wciąż nie wie, gdzie będzie grał w przyszłym sezonie.
- Wszystko powinno być jasne do końca zgrupowania. Na razie jest zainteresowanie ze strony kilku klubów. Największe Lecha Poznań, który jako jedyny wysłał do Chorzowa oficjalną ofertę. Jeśli działacze Ruchu się zgodzą, to siądę do rozmów z Lechem - przyznaje Sobiech.