Skończyło się na 1:1, ale dla Lecha dobre i to, bo długo zanosiło się na to, że to Wisła zdobędzie trzy punkty.
Oba zespoły zagrały mocno osłabione. W Lechu nie mogli wystąpić Hernan Rengifo i Grzegorz Wojtkowiak, a Wisła musiała sobie radzić bez obu Brożków (po raz pierwszy od 904 dni wiślacy zagrali bez obu braci) i Brazylijczyka Marcelo.
W sumie trochę z konieczności w barwach "Białej Gwiazdy" grał Słowak Peter Singlar, który omal nie okazał się bohaterem całego meczu.
Słowacki defensor grał świetnie zarówno w obronie, jak i w ataku i to właśnie on wyprowadził Wisłę na prowadzenie, strzelając swoją pierwszą bramkę w ekstraklasie. Przy okazji był to pierwszy gol stracony przez Lecha na własnym boisku od października.
Na szczęście dla "Kolejorza" w tym zespole gra Semir Stilić. I choć Bośniak nie rozgrywał rewelacyjnych zawodów, to swoje zrobił. Kiedy Lech wykonywał rzut wolny z 18 metrów, Semir nie napalił się na piękny strzał w okienko, ale mądrze uderzył po ziemi i okazało się to pomysłem najlepszym z możliwych. Zasłonięty Mariusz Pawełek nie zdążył zareagować, gdy piłka przeleciała między nogami jego stojących w murze kolegów i Lech wyrównał. Dzięki temu poznaniacy nie tylko odebrali rywalom nadzieję na trzy punkty, ale obronili fotel lidera, który przez część weekendu okupowała Legia. Dla Stilicia była to ósma ligowa bramka w tym sezonie, a dla Lecha trzeci remis z rzędu.