Pavol Stano przez prawie dekadę był bardzo solidnym zawodnikiem wielu drużyn piłkarskiej elity w naszym kraju. Wcześniej zaliczył występy w Lidze Mistrzów z Artmedią Petrżalka. Po karierze boiskowej postawił na pracę szkoleniową. W ojczyźnie pracował między innymi w MSK Żilina, gdzie miał duży wpływ na sportowy rozwój dzisiejszego reprezentanta Polski, Jakuba Kiwiora. Od marca 2022 zasiada z kolei na szkoleniowej ławce Wisły Płock, którą u progu obecnego sezonu zaprowadził na sam szczyt ligowej tabeli.
„Super Express”: - Po dwóch meczach macie na koncie sześć punktów, bilans bramkowy 7:0 i spoglądacie na całą stawkę ligową z góry. Kibicom w Płocku powinny grzać się głowy?
Pavol Stano: - Cały czas będę powtarzać: piłka jest nieobliczalna. Tak szybko, jak wspięliśmy się na szczyt tabeli, tak samo szybko możemy z niego spaść. Ale jeżeli będziemy konsekwentnie pracować tak, jak do tej pory, ten poziom naprawdę możemy utrzymać przez dłuższy czas. Wyników takich jak dotychczas nie gwarantuję przez cały sezon, ale nasz styl jest coraz bardziej rozpoznawalny i doceniany w Polsce.
- A co jest kluczowe dla tego „waszego stylu”?
- Że się nie boimy ofensywnej gry i wysokiego pressingu na połowie przeciwnika. Owszem, kiedy – atakując - się odkrywasz, stwarzasz rywalom okazję do „łatwych” bramek z kontry. Musimy więc też mieć „focus” na naszą defensywę; tracić tych goli mniej, niż w zeszłym sezonie. Na razie dwa mecze ligowe dały nam trochę optymizmu, bo zachowaliśmy w nich czyste konto. Jednak twardo stoimy na ziemi i wiemy, że nie zawsze tak będzie. Nie wszystko jeszcze funkcjonuje tak, jak bym tego chciał. Ale generalnych założeń co do sposobu gry to nie zmieni.
- Posadził pan na ławce rezerwowych Krzysztofa Kamińskiego, który niedawno był kandydatem do miana „Bramkarza sezonu”. Odważnie, ale mniej doświadczony Bartłomiej Gradecki nie zawodzi?
- Po pierwsze – trener bramkarzy od dawna przekonywał wszystkich o wielkim potencjale Bartka. A że ufam mu w pełni, mając dwóch przygotowanych na ligę golkiperów, nie szukaliśmy już innych alternatyw na tę pozycję. Krzysiek Kamiński miał drobne problemy przed pierwszym meczem, więc oczywistym wyborem był Bartek. Teraz obaj są w pełni zdrowi i w dobrej formie, więc nie musimy się w żaden sposób o tę pozycję martwić. A poza tym za na wysokości zadania stoi też defensywa: na to „zero z tyłu” w dwóch meczach też patrzę przez jej pryzmat.
Były kadrowicz o transferach Legii Warszawa. "Opaska kapitańska jest sygnałem..."
- W jej środku króluje Steve Kapuadi, który w minionym sezonie... nie zagrał ani jednego meczu o punkty. Podjął pan ryzyko czy tak dobrze wspominał go pan z ligi słowackiej?
- Steve rzeczywiście nie grał prawie szesnaście miesięcy w piłkę. Ja go chciałem w drużynie, pracując jeszcze w Żilinie, bo zawsze w meczach przeciwko nam spisywał się bardzo dobrze. Ale od tamtej pory też już upłynął prawie rok. Byłem jednak w kontakcie z jego trenerami, więc wiedziałem, że jest w regularnym treningu z drużyną Trencina. I na razie – choć na pewno może dawać z siebie jeszcze więcej – Steve mnie nie zawodzi. Szybkość, skoczność, pojedynek „jeden na jeden”, ale też konstruowanie akcji – naprawdę dobrze wypadł w tych dwóch meczach ligowych. Pokazał dużą jakość, dzięki czemu decyzja o jego angażu, która wielu wydawała się mało logiczna, okazała się dobrym krokiem z naszej strony.
- Trafił się też panu snajperski „brylancik”, wyciągnięty z niższych lig hiszpańskich... Słówko o Davo?
- Za wcześnie na takie określenie. Tak naprawdę zresztą szukaliśmy skrzydłowego. Skauting w tym przypadku był bardzo skrupulatny. Długo go oglądaliśmy, w lepszych i gorszych występach. Potem odbyłem z nim długą rozmowę. Okazało się, że to fajny człowiek; przekonał mnie, że chce – i może – pokazać dużo w naszej lidze.
Patryk Makuch w Cracovii będzie znaczącą postacią ekstraklasy. Ale ma i plan B, gdyby coś nie wyszło
- No i pokazuje: trzy gole w dwóch występach! Spodziewał się pan takiego „wejścia smoka”?
- To dopiero początek ligi, wchodził do niej jako człowiek zupełnie nieznany na tym rynku. Za chwilę kolejni rywale będą już zwracać na niego baczniejszą uwagę, więc może mieć dużo trudniej. Ale po tym, co zobaczyłem, wiem, że sobie poradzi. Obroni się jakością piłkarską, bo ją ma.
- Ma pan teoretycznie skrzydłowego, który w przeszłości strzelał i 20 bramek w sezonie. Może grać na środku ataku?
- Umiejętności pozwalają mu zagrać na różnych pozycjach, nie „fiksowałbym się” na tym, że zawsze będzie u nas skrzydłowym. Ma bardzo szybką nogę, dobrze reaguje na szybkie piłki spadające mu pod nogi. Dałby sobie radę i z zadaniami na „dziewiątce”. Ale... może tego nie pisać? Niech rywale mają niespodziankę (śmiech), z pożytkiem dla nas.
- Przychodził do Polski z niższych lig hiszpańskich, jak niegdyś Igor Angulo. Davo też może być królem strzelców?
- Potencjał ma, reszta zależy od niego i jego głowy. Co potrafi na boisku – już wiemy. Prywatnie zaś to bardzo poukładany, koleżeński człowiek. Dobrze się po hiszpańsku i angielsku dogaduje z szatnią, a bramki, które strzela, tę adaptację w grupie mu ułatwiają.
- O jeszcze jedno nazwisko w pana teamie u progu sezonu trzeba spytać. Dwa gole w meczu z Wartą to oznaka „sportowego zmartwychwstania” Rafała Wolskiego?
- Jeśli Rafał będzie pracować nad sobą tak, jak w tym momencie, będzie dobrze. A dziś – patrząc i na występy boiskowe, i różnego rodzaju parametry badane przez nas na co dzień – mogę powiedzieć, że i pracuje dobrze, i jest dobrze przygotowany.
- Reprezentantem Wolski był już jako nastolatek, ale potem trochę „się zakręciło” jego sportowe życie. Myśli pan, że może być jednym z kandydatów na 2-3 miejsca, jakie – według deklaracji Czesława Michniewicza – zostały jeszcze w kadrze mundial dla zawodników wyróżniających się w sierpniu i wrześniu?
- Rafał umiejętnościami wyróżnia się na pewno między Polakami grającymi na jego pozycji – nie tylko w kraju, ale i za granicą. I byłby w stanie dać reprezentacji coś nowego; ale to już wyłączna decyzja trenera Michniewicza. Ja z mojej perspektywy mówię, że to piłkarz potrafiący zrobić z piłką wyjątkowe rzeczy, niezwykle kreatywny. Moim zdaniem kadra w tej chwili takiego nie ma. Oczywiście wszystko jest uwarunkowane przygotowaniem fizycznym Rafała. Ale skoro dziś potrafi wytrzymać tempo, jakiego ja wymagam od drużyny, to dałby sobie radę i w reprezentacji. Mam nadzieję, że w kolejnych występach da jeszcze selekcjonerowi do myślenia.
- A pan – wracając do Wisły – dał drużynie cel na cały sezon?
- Dałem cel na pierwszy mecz, i na drugi – ale nie na cały sezon. Piłka zbyt brutalnie weryfikuje bardziej odległe zamierzenia, by się na takie prognozy porywać. Przed nami mecz z mistrzem Polski – po nim też pewnie będziemy wiedzieć znów coś nowego o naszej drużynie...
- Premia za mistrzostwo Polski zapisana jest w regulaminie na ten sezon?
- Regulamin negocjuje Rada Drużyny, trener w tych negocjacjach nie uczestniczy. Ale – o ile wiem – rozmowy o tym były, więc cieszę się, że jest wiara w moich chłopakach również w te największe wyzwania.
Łukasz Surma wskazuje wielką osobowość trenerską ekstraklasy. „Ten człowiek robi wielkie rzeczy”