Niedawno Małecki cieszył się z mistrzostwa Polski. Ale kto wie, jak potoczyłaby się jego kariera, gdyby nie zrezygnował z rozrywkowego trybu życia. Patryk był bowiem bliski rozmienienia talentu na drobne.
- To się nazywa sodówka - mówi "Super Expressowi" wprost Małecki. - W wieku 13 lat z małych Suwałk przyjechałem do wielkiego Krakowa. Mieszkałem w internacie z chłopakami starszymi o kilka lat. Wiadomo, ekscesy bywały. Lubiłem wypić, nie wstydzę się o tym mówić - przyznaje.
Młody pomocnik równie wiele problemów sprawiał w klubie. Na jednym z treningów pobił nawet kolegę.
- Mówił brzydko na moją mamę, więc zarobił - tłumaczy się Patryk. - Dostałem miesięczną karę, a on wyleciał z klubu. Więc było sprawiedliwie. Miałem rozmowy wychowawcze z trenerem Skorżą. Wiedział o wszystkich moich wybrykach. Dziękuję mu, że mimo to mi zaufał - podkreśla.
Małecki przyznaje, że w jego życiu wiele się zmieniło, odkąd na ręce wytatuował sobie wizerunek papieża Jana Pawła II.
- Nie dane mi było spotkać się z Janem Pawłem II, choć bardzo chciałem - żałuje piłkarz. - W pewnym momencie zapragnąłem wytatuować sobie na ręce papieża. Zrobiłem sobie ten tatuaż dopiero wtedy, gdy przestałem się wygłupiać. Zmądrzałem dzięki papieżowi. Jestem w przełomowym okresie mojej kariery. Gdybym dalej szalał, nic bym nie osiągnął - uważa.
Spore możliwości Małecki pokazał już w rundzie jesiennej. W meczu z Ruchem Chorzów wybiegł w podstawowym składzie. Nie oddał miejsca do końca sezonu.
- Wkurzałem się, kiedy Wojtek Łobodziński grał słabiej, a ja siedziałem na ławce. Ale przyszedł mój czas. Mam 21 lat, a pewnie wielu chciałoby być na moim miejscu. Jestem przecież mistrzem Polski! Liczyłem, że po dobrym sezonie dostanę powołanie na zgrupowanie reprezentacji w RPA. Nie przyszło, ale cieszę się, że trenuję z kadrą U-21. Dziś gramy towarzysko ze Szwecją, może strzelę im bramkę? - kończy z nadzieją Małecki.