„Super Express”: – Mecz z Piastem Gliwice to okazja do wspomnień?
Kamil Wilczek: – W Gliwicach zaczęła się moja przygoda z ekstraklasą. Pamiętam niesamowity mecz z Bełchatowem (6:3 w 2015 r., red.), gdy w pół godziny strzeliłem cztery gole. W barwach tego klubu świętowałem też zdobycie korony króla strzelców (20 goli, sezon 2014/15 – red.). Wspomnienia mam więc bardzo dobre. Nie ukrywam, że cały czas jestem w kontakcie z pracownikami tego klubu. Nie odciąłem się od Piasta.
– Ucieszył się pan więc, gdy okazało się, że w Lidze Europy zagracie z gliwiczanami?
– Bardzo! Obserwowałem losowanie i po cichu na to liczyłem. Dla mnie to podróż sentymentalna, choć sentymentów na boisku nie będzie. Fajnie jednak zagrać przeciwko polskiej drużynie w pucharach. Rok temu razem z Broendby Kopenhaga pokonaliśmy Lechię Gdańsk. Mam nadzieję, że teraz będzie podobnie.
– Kto jest faworytem? FC Kopenhaga nie zachwyca ostatnio formą, choć pan strzela bramki.
– Mam trzy gole w trzech meczach i chcę podtrzymać tę serię. Choć przyznaję, że początek ligi nie był w naszym wykonaniu najlepszy. Ale i tak sądzę, że jesteśmy faworytami. FC Kopenhaga to klub z dużym doświadczeniem, od lat gra w Europie. Z drugiej strony swoją wielkość faworyci muszą udowodnić na boisku. Na temat Piasta rozmawiałem z naszym analitykiem i powiedziałem mu, że łatwo nie będzie.
– Niedawno zapytałem pana, czy będzie pan okazywał radość po golu strzelonym w meczu z Broendby. Odpowiedział pan, że „radość będzie, ale bez pajacowania”. A jak będzie teraz?
– Będzie podobnie. Jeśli strzelę, na pewno będę się cieszył. Ale wszystko z szacunkiem do przeciwka.
– Których piłkarzy Piasta obawiacie się najbardziej?
– Piotr Parzyszek jest bardzo groźny w polu karnym. Obrona Piasta jest naprawdę niezła: Czerwiński, Malarczyk czy Rymaniak to twardzi faceci. Jest też kreatywny Patryk Lipski. Siłą Piasta jest kolektyw, ale mają też kilka indywidualności. Wiemy o tym i na pewno ich nie zlekceważymy.