Lech w fatalnym stylu zaczął nowy sezon. Najpierw pożegnał się z marzeniami o Lidze Mistrzów, przegrywając dwumecz (1:0 i 1:5) z Karabachem Agdam. W lidze pierwszy punkcik uciułał dopiero w miniony weekend, w trzecim spotkaniu. W kwalifikacjach KLE co prawda przebrnął bez kłopotów gruzińską przeszkodę w postaci Dinama Batumi, ale już wspomniany mecz w Reykjaviku był koszmarem z najczarniejszych snów kibiców poznańskich.
- Czego oczekują fani? Zwycięskiej i dobrze grającej drużyny. Rozumiem, że nie są zadowoleni, ale przecież my wszyscy - ja też – chcemy tego samego: żeby zespół grał dobrze i w sposób, jaki jest zapisany w DNA tego klubu. Pracujemy nad tym – mówi przed czwartkowym starciem trener Lecha, John van den Brom, doskonale zdając sobie sprawę z jego wagi. - To bardzo ważny mecz; dla mnie, zawodników, klubu, kibiców. Jeżeli nie wygramy, pożegnamy się z marzeniami o Europie – przypomina „oczywistą oczywistość”.
Holender jest po analizie starcia na Islandii. - Największe mankamenty? Błąd w defensywnej grze całego zespołu, popełniony przy straconej bramce, bo przecież padła ona po naszej akcji ofensywnej. Ale jeszcze bardziej bolesny był brak okazji bramkowych dla nas. Nie kreowaliśmy sytuacji. Dlatego w czwartkowym spotkaniu tak ważna będzie dobra organizacja gry, skutkująca tworzeniem okazji bramkowych – ocenia van den Brom.
Szkoleniowiec zapowiada jednak, że – mimo potrzeby kreowania sytuacji – nie znajdzie na boisku miejsca dla dwóch piłkarzy, ocenianych jako najbardziej kreatywnych w drużynie. - Zagra Amaral – deklaruje jasno, pytany o ewentualną obecność Alfonso Sousy na murawie. - Fajnie mieć wielu kreatywnych zawodników na boisku. Ale ważne, by nie ucierpiała organizacja gry. A dla nas najważniejsze jest, by nie stracić gola – dodaje. W tym kontekście ważna jest informacja o powrocie do treningów Filip Dagerstala, Antonio Milicia i Lubomira Satki (ten ostatni będzie jednak gotów do gry dopiero za kilka dni). - Tylko na Barka Salamona trzeba jeszcze poczekać – wzdycha van den Brom.
W historii poznańskiego klubu jest jedna ciemna plama, związana z rywalizacją polsko-islandzką. To rywalizacja z drużyną Stjarnan, zakończona odpadnięciem Lecha (m.in. po porażce 0:1 na wyspie gejzerów). - Jestem pewien na 100 procent, że mamy więcej piłkarskiej jakości w drużynie. Mówiłem to przed pierwszym meczem i mówię teraz – deklaruje jasno i konkretnie opiekun „Kolejorza”. - Wierzę, że ją pokażemy w czwartek na boisku i że awansujemy do kolejnej rundy.
Początek meczu Lech - Vikingur przy Bułgarskiej w czwartek o 20.30. Transmisja w TVP 2 i TVP Sport.