Trener gości, Gian Piero Gasperini, do Polski zabrał niewielu zawodników, którzy w miniony weekend zaczęli w wyjściowym składzie ligowy mecz z AC Milan. - Rodzi się więc szansa dla Rakowa, choć nie miejmy złudzeń: nawet w takich okolicznościach to nie będzie łatwe spotkanie dla mistrza Polski – mówi były reprezentant kraju, a dziś – spec od włoskiej piłki (grał przez lata na Półwyspie Apenińskim.
„Super Express”: - Czy ostatnia wygrana Atalanty 3:2 z Milanem to niespodzianka?
Piotr Czachowski: - Jeśli popatrzymy, jak gra ostatnio Milan, ile ma perturbacji w swoim zespole, jak bardzo jest pod formą, to nie nazwałbym tego wyniku niespodzianką. Owszem, drużyna Gian Piero Gasperiniego przegrała już od początku sezonu wiele spotkań, jest na swoistej sinusoidzie, ale – przy sześciu porażkac! - wciąż jest blisko czołowej czwórki, a więc ewentualnej gry o Ligę Mistrzów! To mocno mobilizuje, motywuje; zresztą podobnie jak pewny już triumf w grupie Ligi Europy. Gasperini już siedem lat stoi u steru Atalanty i na pewne rzeczy reaguje już zupełnie inaczej. Widać było na przykład pewne zmęczenie drużyny w przegranym tydzień wcześniej 0:3 meczu z Torino, a jednak przed wizytą takiej drużyny, jak Milan, znalazł odpowiednie metody, by odbudować fizycznie i mentalnie ekipę.
- I do tego ta bramka Muriela...
- Cudowna! Na dodatek – co wyczytałem w ostatnich dniach we włoskich mediach – identyczną zdążył już strzelić na treningach. Wydaje mi się, że zobaczymy go też w podstawowym składzie Atalanty w Sosnowcu. A że w lidze gra mniej, jest żądny tych minut na murawie i trzeba będzie na niego bardzo uważać.
- Chce pan powiedzieć, że w Sosnowcu możemy zobaczyć skład Atalanty mocno odbiegający od podstawowej jedenastki ligowej?
- Tej najsilniejszej Atalanty w Sosnowcu nie zobaczymy. To dla Gasperiniego okazja do tego, by dać chwilę odpocząć liderom, by zadbać o kontuzjowanych: Rafaela Toloia, Seada Kolasinaca i wielu innych. To zatem także czas swoistego eksperymentowania: czas piłkarzy drugiego planu i młodych talentów. Każdy z graczy ekipy z Bergamo, jacy pojawią się na boisku – a trudno będzie nazwać ową jedenastkę „drugim garniturem”, ja bardzo nie lubię tego określenia – będzie jednak mieć chęć udowodnienia trenerowi, że powinien dostawać więcej szans. A więc – powiew młodości uzupełniony na przykład wspomnianym Murielem. Rodzi się więc szansa dla Rakowa, choć nie miejmy złudzeń: nawet w takich okolicznościach to nie będzie łatwe spotkanie dla mistrza Polski. Tym bardziej, że – niezależnie od faktu, iż Atalanta już wygrała grupę – we Włoszech też potrafią liczyć pieniądze. A każdy zdobyty punkt to dodatkowe kilkaset tysięcy euro. Jest o co się bić.
- Pierwszy mecz to zdecydowana dominacja Atalanty. Czy teraz – gdy goście zagrają mocno odmiennym składem – też możemy się jej obawiać?
- To był pierwszy mecz grupowy Atalanty, przed własną publicznością – zrobiła wtedy wszystko, by pokazać się z maksymalnie dobrej strony. I to jej się udało, dominacja rzeczywiście była absolutna. Umiejętności były zdecydowanie po stronie gospodarzy. I choć nasi nie grali źle, próbowali niwelować tę różnicę umiejętności technicznych odpowiednim przesuwaniem, łatali dziury jak tylko mogli, wynik 2:0 był najmniejszy wymiarem „kary” dla Rakow. W Sosnowcu Włosi nie będą mieć potrzeby rzucania pełni sił i możliwości. Ale Michel Adopo, Aleksiej Miranczuk, Emil Holm czy wspominany Muriel w jedenastce to i tak poważne wyzwanie dla częstochowian.
- Późniejsze mecze Rakowa w Lidze Europy – zwłaszcza ten ostatni, w Grazu – pokazały jednak, że kiedy mistrzowie Polski grają odważniej, bardziej otwarcie, mogą wygrywać. Powinni więc być odważni i w czwartek?
- Nie porównujmy Sturmu do Atalanty. Austriacy wiele dobrego zrobili i wygrali – choć nieco szczęśliwie - w Sosnowcu, ale grając u siebie i chcąc definitywnie załatwić sprawę awansu wyjścia z grupy, nie można zagrać tak asekuracyjnie. Trzeba mieć więcej odwagi i agresywności. Raków wykorzystał brak tych elementów u rywali, dzięki czemu wciąż ma szansę ma pucharową wiosnę. Musi jednak mądrze podejść do czwartkowego spotkania: zagrać ostrożnie, ale nie bojaźliwie. Na pewno musi mieć więcej odwagi, niż w meczu ze Sportingiem, w którym przez 80 minut grali z przewagą jednego zawodnika, a – zwłaszcza w pierwszej połowie – w ogóle nie było tego widać na murawie. Ale spotkanie w Grazu pokazało, że Dawid Szwarga potrafi wyciągać wnioski z każdej poprzedniej gry.
- Jakie powinno być oblicze Rakowa w czwartek na boisku?
- Raków nie może myśleć tylko o obronie, i to niezależnie od składu, jaki zaordynuje Gasperini. Odwaga musi być z piłkarzami Rakowa, a kluczowy czynnik leżeć będzie w drugiej linii. Atalanta, z racji techniki użytkowej swych zawodników, raczej nie odda piłki gospodarzom. Będzie więc potrzebna ogromna praca w drugiej linii: trzeba będzie tyrać od pierwszego do ostatniego gwizdka, by już w tej części boiska próbować przekreślać zamiary rywale. A więc: mądrość i odpowiedzialność w grze defensywnej i wielka czujność w środku pola. To niezły scenariusz spotkania dla mistrza Polski: nasz futbol – nawet jeśli Polaków w składzie Rakowa niewielu… - zawsze bazował na kontrataku. Nie będzie – tego jestem pewien – ich wiele, ale niech się okażą naprawdę groźne. Raków ma przecież kreatywnych piłkarzy, potrafiących wychodzić w tempo, otwierać linię podania, dochodzić do dobrych sytuacji.
- Kto ma szansę zostać tym ofensywnym bohaterem? „Bartek Zwycięzca” Nowak, a może znów – jak w Grazu – John Yeboah?
- Bardziej ta druga opcja. Będzie zimno w czwartkowy wieczór, więc będzie musiał biegać (śmiech). A jak biega, to – co udowadniał już wielokrotnie – potrafi strzelać ważne bramki i rozstrzygać trudne mecze. No więc „zagraj to jeszcze raz, John”! Niech znów jeden gol da Rakowowi wygraną, a potem… będziemy nasłuchiwać dobrych wieści z Lizbony.
- Naprawdę pan myśli, że Sporting przed własną publicznością pozwoli sobie na porażkę ze Sturmem?
- Pamiętajmy, że w najbliższy weekend gra w lidze z FC Porto, więc też pewnie nie wystawi podstawowej jedenastki. Ma zresztą swoje problemy, stoczył niesamowity – i przegrany – mecz z Guimaraes. Więc remisu był nie wykluczył, ale wygranej Sturmu się nie spodziewam. I po cichu liczę na to, że po raz pierwszy od niepamiętnych czasów – bo ja naprawdę czegoś takiego nie pamiętam – polska piłka będzie mieć wiosną dwie drużyny w pucharach.