- Wszystko zaczęło się od mojego agresywnego ataku na piłkę. Wejście było ostre, ale nigdy nie robię tego tak, aby komuś zrobić krzywdę. Niepotrzebnie jednak doskoczył do mnie ten Bandrowski. Mam dla niego radę: niech on tak nie doskakuje. Kim on jest, żeby się tak rzucać? Że niby w Niemczech był, w Bundeslidze? Tak, był, ale tyle, ile ja jestem na wakacjach - mówi z przekąsem Bąk. - Powiedziałem mu: "Synku, idź spokojnie na swoją połowę i bądź cicho" - przyznaje obrońca Austrii, który po starciu z Bandrowskim zdążył jeszcze powalić na ziemię Peruwiańczyka Rengifo.
- Ten "Ren coś tam" złapał mnie z tyłu za plecy, więc trąciłem go barkiem - tłumaczy Bąk, ale w tym przypadku mocno kręci. Powtórki wskazują, że zaatakował Peruwiańczyka rękoma.
- Jeśli miałem dostać czerwień, to za ostre wejście, a nie za przepychanki. Ale skoro sędzia nie dał, to widocznie mi się nie należała - twierdzi Bąk. I krytykuje lechitów.
- Spodziewałem się więcej po Lechu, a oni w pierwszej połowie nie oddali strzału. Mogliśmy wygrać 3:1.
Bandrowski, który ściął się z Bąkiem, uspokaja sytuację:
- Jacek zaatakował Stilicia wyprostowanymi nogami. To było brutalne wejście, dlatego się pokłóciliśmy. Ale jestem gotów, aby przed rewanżem podać mu rękę.
Pytanie tylko, czy Bąk zagra w Poznaniu. Z Lechem dostał żółtą kartkę, a to już jego drugi kartonik. Pierwszą dostał w rundzie preeliminacyjnej i Austria sprawdza teraz w UEFA, czy polski piłkarz może grać, czy jednak czeka go przymusowa przerwa.