"Super Express": - Dziś mecz z Lechią, a we wtorek rewanż ze Steauą. Wytrzymacie takie tempo?
Jakub Rzeźniczak: - Osobiście nie mam obaw, bo jestem dobrze przygotowany. Poza tym siłą Legii jest szeroka kadra. Na Lechię na pewno będzie kilka zmian w stosunku do meczu ze Steauą.
- Niektórzy legioniści mają pretensje do rumuńskich kibiców, którzy rzucali w was czym popadnie. Nie przestraszyłeś się?
- Bez przesady. Lubię gorącą atmosferę, stadion to nie kino. Rzucali w nas głównie zapalniczkami, a od trafienia takim przedmiotem nie zrobi mi się przecież siniak na plecach. A w szatni to nawet śmialiśmy się z trenerem Urbanem, że pewnie weźmie od Duszana Kuciaka trochę tych zapalniczek, żeby miał od czego odpalać.
- Na boisku też było ostro, a można zakładać, że w rewanżu będzie jeszcze ostrzej.
- W Bukareszcie polała się krew, jeden z rywali po starciu ze mną miał rozciętą głowę. Moja dziewczyna śmiała się nawet, że w końcu jest odwrotnie niż zazwyczaj. Bo z reguły to ja obrywałem (śmiech).
- W środku obrony grasz z Dossą Juniorem. Jedni go bronią, ale dużo osób krytykuje. Popełnił błąd przy golu?
- Podjął ryzyko, które w tej sytuacji się nie opłaciło. Ale Dossa już dawno "wpadł mi w oko", widziałem go w akcji, zanim jeszcze do nas trafił. Jestem też pod wrażeniem jego zaangażowania na siłowni. Nazywam go strongmanem. On się rozkręci, w polskiej lidze to będzie megakozak.
- A jego szwagier, Helio Pinto? Na razie klapa...
- Widzę Helio nie tylko na meczach, ale i na treningach. Jakie on piłki potrafi zagrać! Przypomina mi Rogera, którego byłem fanem. Rozmawiałem z Marcinem Komorowskim, który w Tereku gra z Ailtonem, znającym Pinto z APOEL-u. I Ailton powiedział, że Helio to najlepszy pomocnik, z jakim grał.
- Wtorek będzie najważniejszym dniem w twojej karierze?
- Mam nadzieję, że najszczęśliwszym. Okazało się, że nie taka ta Steaua straszna, jak ją niektórzy malowali. Ale kropki nad "i" jeszcze nie mamy. Trzeba ją dopiero postawić.