Był środek nocy. Telefon Iniesty zadzwonił. To był Ronaldinho. Poruszony, ale pewny swoich słów. - Odchodzę do Realu Madryt. Brat załatwił mi transfer. Proszę, nie zdradź mnie. Nie mów o tym nikomu. Piłkarzom, działaczom - powiedział Brazylijczyk. Komunikat musiał zabrzmieć donośnie. Ówczesna Barcelona to była drużyna jednego piłkarza. Pozostałe gwiazdy - Xavi, Iniesta, Samuel Eto'o, Lionel Messi - biegały wokół najlepszego wówczas piłkarza świata.
Real Madryt zrezygnował z transferu Roberta Lewandowskiego [WIDEO]
Mimo to tajemnica została zachowana. Aż do ostatnich minut przed El Clasico. - Jesteśmy rodziną. Przekazałem każdemu, że odchodzę do Realu Madryt, a mimo to nikt nie zdradził mojego sekretu. A teraz wyjdźmy i dajmy im lekcję futbolu - stwierdził Ronaldinho.
Motywacja podziałała. Real Madryt był tylko tłem. Gwiazdy stołecznych okazały się bezradne w starciu z rosnącą w siłę machiną Franka Rijkaarda. Katalończycy wygrali 3:0, a prawdziwym bohaterem okazał się wspomniany już Brazylijczyk. Strzelił dwa gole, dwa po cudownym rajdach przez pół boiska, dwa razy wprawiając w zachwyt nawet kibiców Blancos. To był szok. Piłkarskie wydarzenie roku. Nie tylko bramki, ale też reakcja fanów z Madrytu, którzy nagrodzili piłkarza Barcy owacją na stojąco.
Takich występów na Bernabeu nie miał nawet Messi. Ale taki właśnie był R10. Wiecznie uśmiechnięty czarodziej.