Adam Matysek

i

Autor: cyfrasport Adam Matysek

Polacy zagrają na EURO!

Adam Matysek przyznał się do tego bez ogródek: „Nie było to dla mnie oczywiste i logiczne” [ROZMOWA SE]

2024-03-27 20:05

Wojciech Szczęsny – nazwisko polskiego bramkarza od wtorkowego wieczoru odmieniane jest na wszelkie sposoby. Po raz kolejny w ważnym meczu obronił on „jedenastkę”, tym razem być może najważniejszą w karierze, na wagę awansu Biało-Czerwonych do finałów EURO 2024. Adam Matysek, były reprezentacyjny golkiper, nie tylko jednak w swym „koledze po fachu” upatruje bohatera barażowej rywalizacji. Kibiców zaskoczyć może też parę jego refleksji na temat selekcjonera...

„Super Express”: - Serce wytrzymało emocje w Cardiff?

Adam Matysek: - Wytrzymało, a na koniec się uradowało (śmiech). Spotkanie nie obfitowało w zbyt wiele groźnych sytuacji, właściwie można mówić o pełnej neutralizacji z obu stron; choć dobrze, że anulowano Walijczykom gola po minimalnym spalonym, bo różnie mógł ten mecz wyglądać, gdyby się przy 1:0 otworzył… Z mojego punktu widzenia najważniejsza była pełna koncentracja i mobilizacja naszego zespołu od pierwszej do ostatniej minuty.

- Drżał pan o losy rzutów karnych?

- Owszem. Stawka i emocje tego spotkania były tak wielkie, że jestem pod wrażeniem tego, z jaką pewnością nasi te karne wykonywali. To przecież nie jest tak, że podchodzisz i po prostu strzelasz, bo masz to wyuczone i znasz się na tym.

- „Koncentracja i mobilizacja” – te dwa elementy wymienił pan jako klucz do sukcesu...

-… i jeszcze wymienność pozycji, koncentracja, wzajemne wspomaganie.

- To efekt pracy trenera Probierza?

- Oczywiście. Celem każdego trenera jest w taki sposób dotrzeć do piłkarzy, żeby realizowali założenia. Jemu się to udało. Dotarł do nich. Gdyby tak się nie stało, mielibyśmy powtórkę z gier eliminacyjnych. W Kiszyniowie nasi oglądali się na siebie i wzruszali ramionami po błędach kolegów. A tu zawodnicy – po pierwsze – w każdym momencie wiedzieli co mają robić na boisku; po drugie – ewidentnie tworzyli grupę ludzi, która chce ze sobą grać. Wytrzymać odpowiedzialność i ciśnienie po tak słabych eliminacjach to jest ogromny plus tego zespołu.

- Jako były bramkarz nie ma pan pewnie wątpliwości, że największym bohaterem był Wojciech Szczęsny?

- Nie mam. I nawet nie tylko o karne chodzi, bo przecież ma za sobą już tyle obronionych „jedenastek” w ważnych momentach – by przypomnieć mundial i Messiego – że nikt nie ma wątpliwości, iż potrafi to robić. Ważniejsze, że Wojtek ustabilizował się mentalnie, a drużynie daje poczucie bezpieczeństwa. Nie miał okazji do wielu interwencji – pomijając główkę Moore’a – ale przez cały czas był skupiony i pewny w swych zachowaniach.

- Ale właśnie obrona karnego będzie mu pamiętana „na wieki”.

- Przy karnych bramkarz ma mniejszą odpowiedzialność niż strzelający. Nie ma nic do stracenia, może jedynie – przy odrobinie szczęścia – wykorzystać informacje o tym, jak rywale strzelają. Natomiast mam wrażenie, że jego doświadczenie, opanowanie, spokój pomogło również naszym wykonawcom.

- Po EURO chce się rozstać z kadrą...

- Wiem, wspomniał o tym, czytałem jego wypowiedzi. Decyzja o końcu przygody z reprezentacją należy tylko do niego. Ale jeśli ta reprezentacja będzie monolitem, to... nie sądzę, by z niej zrezygnował. Bo wiek – 33-34 lata – to największy atut bramkarza. Zwłaszcza jeśli jest sprawny zdrowy i gra w topowym klubie.

- Kto obok Szczęsnego wpadł panu w oko?

- Frankowski! Na początku swej reprezentacyjnej przygody miał wielkie problemy z pracą w defensywie. Poprzez dobrą ligę francuską zrozumiał, że na jego pozycji trzeba naprawdę zasuwać. W Cardiff pod tym względem zdał bardzo poważny egzamin. Ale nie skupiajmy się na jednostkach. Cała drużyna zasłużyła na pochwały, łącznie z rezerwowymi. Ot, choćby Bartosz Salamon zastępujący Jana Bednarka: niezwykle skuteczna zmiana.

- O czym świadczy zachowanie „Lewego” przy decydującym karnym? To odwrócenie głowy od strzału Walijczyka?

- O wielkich emocjach i odpowiedzialności, jaką on odczuwa w reprezentacji. Przecież on wie, że ten mecz był ważny dla 30 mln Polaków. To był dowód na to, że on też jest człowiekiem i też czuje emocje.

- Fernando Santos nie poradził sobie z wymianą pokoleniową, która trwa u nas od jakiegoś czasu. Probierz jej dokona?

- Ma w porównaniu z Santosem wielki atut: dobrze zna polską ligę i zawodników w niej grających. I – jak powiedziałem - potrafi też do nich dotrzeć. Wymiana nie jest łatwa, przekonywali się o tym Niemcy, Anglicy, Holendrzy, Czesi. U nas ten proces rzeczywiście trwa; tak naprawdę od mundialu w Rosji, czyli od odejścia Adama Nawałki. Wierzę, że Probierz zrobi to skutecznie. Pamiętam moje czasy w kadrze: braci Żewłakowów, Jacka Krzynówka, Maćka Żurawskiego – wchodzili do zespołu i dawali jakość. U Probierza kimś takim na pewno jest Jakub Piotrowski – gra w ofensywie i defensywie, i w obu tych rolach jest skuteczny.

- Ale skóra cierpła, gdy parę razy stracił piłkę w środku pola!

- Zdarza się najlepszym. W dzisiejszej szybkiej piłce jedno niedokładne podanie otwiera przeciwnikowi szansę. Ale w jego przypadku nie skończyło się to źle, bo – po pierwsze – on sam zaraz ruszał naprawiać własny błąd, po drugie – robili to także inni. Czyli działo się to, czego brakowało nam we wspominanym już wcześniej meczu w Kiszyniowie, gdzie na przykład nikt nie poczuł się odpowiedzialny, by naprawić stratę piłki przez Zielińskiego.

- Do niedawna była rozpacz na widok gry naszych. Dziś jest euforia. Ale w czerwcu czekają na nas schody: Holandia, Francja i Austria. Michał Probierz jest w stanie – mając jedno zgrupowanie i dwa mecze towarzyskie – zbudować drużynę, która nas nie zażenuje na niemieckich boiskach?

- Przez ostatnie miesiące mieliśmy tak zły obraz naszej reprezentacji, tak katastrofalną grę, że wyrazem bardzo dobrej woli było doszukanie się czegoś pozytywnego. We wtorek nieco ten obraz zatarliśmy, zrobiliśmy pierwszy krok w dobrym kierunku. Dziś się cieszymy z awansu – najzupełniej zasłużenie – i pytamy, czy to „nowe otwarcie” tej reprezentacji. Mamy bazę, możemy na niej opierać pewne nadzieje. Co będzie w czerwcu? Nie wiem. Piłka jest zmienna i nieprzewidywalna, że trudno prorokować cokolwiek z trzymiesięcznym wyprzedzeniem.

- A wierzył pan w Probierza, gdy przejmował kadrę?

- Szczerze? Wtedy ten wybór nie był dla mnie oczywisty i logiczny, w kontekście konkurencji Marka Papszuna i Jana Urbana. Ale Michał dostał zaufanie od prezesa PZPN, komfort pracy i pokazał, że potrafi funkcjonować inaczej niż w klubach, które prowadził w ekstraklasie.

- Co znaczy „inaczej”?

- W reprezentacji ma do czynienia z piłkarzami najwyższej klasy – nieporównywalnej z tą ligową. Musisz ich prowadzić inaczej niż drużyny klubowe, musisz zbudować swój autorytet, dotrzeć do nich, dać im fachowość w robocie. I cały czas musisz być czujnym, bo zawodnicy w reprezentacji są bardzo wymagający.

QUIZ. Ile wiesz o nowym selekcjonerze reprezentacji Polski Michale Probierzu?
Pytanie 1 z 10
Zacznijmy od czegoś prostego. Michał Probierz na stanowisku trenera kadry narodowej zastąpił...
Michał Probierz, Cezary Kulesza
Wywiad z selekcjonerem Michałem Probierzem
Nasi Partnerzy polecają
Najnowsze