Spis treści
- Urban od piłkarza do selekcjonera. Wspomnienia Antoniego Piechniczka
- Górnik i Hiszpania – uniwersytety Jana Urbana
- „Nikt mu nie podskoczy!” – Piechniczek o autorytecie Urbana w szatni
- Dwa kluczowe zadania dla Jana Urbana na początek
- Bez litości dla Kuleszy: „To był wyścig, który skrzywdził trenerów!”
Urban od piłkarza do selekcjonera. Wspomnienia Antoniego Piechniczka
„Super Express”: - Z Janem Urbanem – jako trener – pracował pan nie tylko w Górniku, ale także w reprezentacji. Jakim był podopiecznym?
Antoni Piechniczek: - Bardzo go ceniłem jako piłkarza. Podczas mundialu w Meksyku był podstawowym zawodnikiem. Jednym z najważniejszych w tamtej kadrze spośród tych „nowej generacji” – bo przypomnę, że miałem też w drużynie aż ośmiu medalistów sprzed czterech lat z Hiszpanii. Wyróżniał się pod każdym względem – nie tylko boiskowym, ale i – rzekłbym – etycznym.
- Co pan przez to rozumie?
- A choćby to, że kontrolował swoje zachowania i to, co mówi. Czyli – krótko mówiąc – był zaprzeczeniem sytuacji, jaka ostatnio zaistniała wokół Polskiego Związku Piłki Nożnej, wokół reprezentacji i wokół Michała Probierza. Janek był… antytezą tych wszystkich wydarzeń, i to wystawia mu chyba najlepsze świadectwo, jakie jest możliwe.
Jan Urban o górniczych korzeniach: „Charakteru nie kupisz”. Przepis na sukces przyszłego selekcjonera
- Słówko o tej klasie sportowej nowego selekcjonera?
- Ówczesny Górnik - z Andrzejem Iwanem, z Ryśkiem Komornickim, z Waldkiem Matysikiem, z Andrzejem Pałaszem czy Józkiem Dankowskim – to był samograj. Ale w tym samograju Urban odgrywał wielką rolę.
Górnik i Hiszpania – uniwersytety Jana Urbana
- Mówił pan o jego postawie etycznej. A jak się odnajdywał „społecznie” w grupie?
- W tamtych czasach, wie pan, jeszcze nikt nie przypuszczał, że można olewać partnerów czy trenera. Ta odpowiedzialność za szatnię, za partnerów w niej to było coś, co w tamtym pokoleniu naturalnie drzemało. Tak jak „dwa plis dwa jest cztery”, tak wtedy oczywistym było, że trzeba pewną etykę i stosowne reakcje zachować. To był taki bardzo śląski etos, ale doskonale o nim wiedzieli i odnajdywali się w nim i Iwan z Krakowa, i Grembocki z Wybrzeża.
- Taka śląska „kindersztuba”?
- Brawo!
- I taka postawa dziś selekcjonerowi Urbanowi może przynieść owoce w pracy z kadrą?
- Ja bym do tej śląskości, która – mam nadzieję – w nim nie wymarła, dorzucił jeszcze wielką przygodę z piłką hiszpańską. W Hiszpanii na co dzień ocierał się o Barcelonę, Real Madryt, Atletico, Bilbao i parę innych wielkich klubów. I to, wie pan, był jego kolejny „uniwersytet”. Potrafił tam żyć, funkcjonować każdego dnia w towarzystwie wielkich gwiazd, uczyć się od nich wielu rzeczy. Choć podejrzewam, że to nie była „gra do jednej bramki”. Że koledzy również go cenili i pewnych rzeczy uczyli się od niego.
Jacek Ziober: reprezentacja Polski w kryzysie. „Potrzebujemy prostoty i Urbana!” [ROZMOWA SE]
- Jak ktoś strzela Realowi hat-tricka na Bernabeu, to nie ma wątpliwości, że trzeba go cenić!
- A poza tym Urban miał inne mocne argumenty: nie wzięliście mnie przecież dlatego, że mam blondwłosy i jestem przystojny. Jestem tu jako reprezentant swego kraju na mistrzostwach świata, jako trzykrotny mistrz Polski.
„Nikt mu nie podskoczy!” – Piechniczek o autorytecie Urbana w szatni
- Pytanie, czy to wszystko dzisiaj będzie mieć znaczenie dla pokolenia jego reprezentacyjnych podopiecznych?
- Musi mieć znaczenie. Kto mu, panie, na miły Bóg, w tym gronie podskoczy?! Nikt! Nikt!! Tym bardziej, że on przydchodzi do tej reprezentacji nie z pozycji kogoś, kto ma toczyć wojnę, kto ma jedyną i niepodważalną rację i kto będzie do kogokolwiek w tej szatni celować. Jestem pewien, że on już wie, już ma swoje przekonanie do takiej czy innej metody, w myśl której będzie pracować z reprezentantami.
Dwa kluczowe zadania dla Jana Urbana na początek
- Co pan rozumie przez „taką czy inną metodę”?
- Dwa podstawowe zadania na początek. Najpierw – spotkanie z całą grupą. I jasny przekaż do niej, do wszystkich razem. „Panowie; przemawia za wami wielkie doświadczenie, bo doświadczyliście w krótkim czasie kilku selekcjonerów. Pracowaliście z wieloma ludźmi, graliście - powiedzmy sobie uczciwie - z umiarkowanymi rezultatami, na pewno – moim zdaniem – nie na miarę waszych możliwości” – trzeba ich trochę „połaskotać” na początek.
- A to drugie zadanie – czy też zdanie?
- „Ja też coś osiągnąłem w piłce. Dumny jestem z tego, że grałem w reprezentacji. I z tego, że przeżyłem paru liczących się trenerów w polskim futbolu, od których pewnych rzeczy się nauczyłem. A do tego dodam jeszcze hiszpańskich szkoleniowców” – to będzie dobre wejście. A potem musi być jasne nakreślenie reguł i zasad, którym hołduje. Wie pan, on nie będzie wymieniał wszystkich możliwych sytuacji, jakie mogą zaistnieć. Wystarczy proste zdanie: „Trzeba się wzajemnie szanować”. I trzeba szanować reprezentację: „Grałem w wielu liczących się klubach, ale nic mnie tak nie rajcowało, nic mnie tak nie pobudzało, jak występ w reprezentacji. I takiego przeświadczenia , takiego poczucia wszystkim wam życzę”!
„To lider, którego potrzebuje Lewandowski!”. Waldemar Matysik o kandydaturze Jana Urbana na selekcjonera [ROZMOWA SE]
- Myśli pan, że to wystarczy na początek, by wyjść z tej „czarnej dziury”, w którą wpadła reprezentacja?
- Dobrze będzie jeszcze przypomnieć jedną rzecz: „Panowie, ja jestem obserwowany przez was przez 24 godziny na dobę, ale wy przeze mnie też”.
- Jak pan to rozumie?
- Że kiedy reprezentacja jest razem, nikt nie może przekraczać pewnych norm. Ja bym powiedział otwarcie: „Nigdy nie poczujecie, że mój oddech jest nieświeży”.
Bez litości dla Kuleszy: „To był wyścig, który skrzywdził trenerów!”
- Rozumiem – bo właściwie to powinno być pierwsze pytanie – że pan wyborowi Jana Urbana na selekcjonera przyklaskuje?
- Przyklaskuję. Ale kompletnie nie rozumiem postawy prezesa Kuleszy. I nie rozumiem, skąd się wzięło przyzwolenie dla niego – od środowiska trenerskiego, ale też dziennikarskiego – na tak długi czas dokonywania wyboru nowego selekcjonera. Jakieś wyścigi urządzane: Nawałki z Urbanem, Urbana z Brzęczkiem, Brzęczka jeszcze z kimś innym… Rzucanie przez prezesa kartami: ta dobra, ta zła… Panie, jak się dziś czują ci, którzy przegrali? Gdybym ja, panie, znalazł się w gronie trenerów, których nazwiska on wymieniał już miesiąc wcześniej, po trzech dniach takiej jego zabawy rzuciłbym w świat hasło: „Odwal się pan ode mnie, bo za chwilę zrobisz pan ze mnie wroga tej reprezentacji. Dziękuję, rezygnuję”.
- Generalnie kandydaci mają pewnie za dużo kultury osobistej, by tak powiedzieć...
- Oczywiście. Natomiast całe to miesięczne wybieranie świadczy o tym, że decydenci nie wyczuwają, co to jest prowadzenie reprezentacji. A liczy się w niej każdy dzień. Jedyne polskie zwycięstwa nad Holandią – sławne 4:1 za Kazimierza Górskiego i 2:0 za Ryszard Kuleszy – wzięły się przecież z dobrej analizy przeciwnika, z dobrego przygotowania merytorycznego do gry przeciwko „Cruyffowi and company”. Nowemu trenerowi poprzez tak długi proces jego wyboru już zabrano cztery tygodnie pracy i przygotowań.
