"Super Express": - Spotykamy się po meczu pana ukochanego Bohemiansu Praga z mistrzem kraju, Viktorią Pilzno (0-1). Bohemians nie gra źle, ale w tym roku nie strzelił jeszcze gola. Pan za to nigdy nie miał problemu z trafianiem do siatki.
Antonin Panenka: - Ci chłopcy mają talent i chęci, ale brakuje im tego, co miało moje pokolenie: sprytu, wyrachowania, zimnej krwi. Może mają w życiu za łatwo, wszystko podane na tacy?
- Przed meczem odebrał pan piękny prezent upamiętniający pańskie 150 goli.
- No właśnie, a następcy coś nie mogą strzelić bramki. Chyba muszę wrócić na boisko, o ile znajdzie się odpowiednio duża koszulka (Antonin dochował się typowego piwnego brzuszka- ML). Rzuty wolne i karne wykonałbym nie gorzej niż ci o prawie pół wieku młodsi, a i w sytuacji sam na sam położyłbym bramkarza zamiast strzelać na siłę. Tak jak Grzegorz Lato, którego serdecznie pozdrawiam, gdyż zawsze podziwiałem jego instynkt w polu karnym.
- A skoro o Polakach mowa, czy widział pan bramki Roberta Lewandowskiego z rzutów karnych?
- Oczywiście, oglądanie jego gry to frajda. Strzela karne perfekcyjnie i ładnie, nie na siłę, technicznie.
- Ale nie tak zjawiskowo jak Pan w finale mistrzostw Europy z Niemcami w 1976 roku... Tamta „jedenastka” przeszła do historii piłki…
- Ja te karne ćwiczyłem latami, często samotnie, gdy koledzy poszli już do szatni i musiałem prosić trzeciego bramkarza, by został w zamian za kilka piw w pobliskiej knajpie "Na Hradku". Robert nie ma na to czasu, dziś życie pędzi, w moich czasach człapało. Najdziwniejsze, że oszukałem bramkarzy wielokrotnie. Choć dobrze wiedzieli o moim tricku, to nabierali się na niego.
- Zdarza się, że ktoś wspomina o karnym a la Panenka?
- Bardzo często. Co więcej, w Hiszpanii trenerzy założyli periodyk o nazwie Panenka. Są w nim zamieszczane niekonwencjonalne pomysły taktyczne, opisuje się też zagrania rzadko spotykane na boiskach. Na przykład celowe nastrzelenie piłki na słupek aby ją dobić do siatki czy uderzenie z rzutu wolnego tak, by piłka zawróciła przed bramkarzem i wróciła do wykonawcy.
- W Czechach całe życie jest Pan wierny jednemu klubowi, "Bohemce", to dziś rzadkość…
- Porządny człowiek ma w sercu jeden klub na całe życie, czy to jako zawodnik, trener czy kibic. Nawet grając za granicą bardziej przeżywałem mecze mojego klubiku z Vrsovic niż tego z Austrii czy Niemiec. Tu mnie wszyscy znają, w gospodzie wiedzą jakie lubię piwo, a ostatnio widziałem jak na szkolnym boisku siedmiolatek ćwiczył karne a la Panenka kopiąc w mur, bo bramkarz poszedł do domu. No więc stanąłem na tej niby-bramce i nauczyłem dzieciaka. Może to on przełamie kiedyś strzelecką niemoc moich "kangurów"?