"Super Express": - Brakowało ci reprezentacji Polski?
Bartosz Salamon: - Bardzo. To wielka satysfakcja wrócić do niej po takim czasie i jeszcze zagrać w meczu. Cieszę się, że nie straciliśmy bramki, wielkich błędów nie było. Wiem, że trener był zadowolony i cieszy mnie to. Ja też jestem usatysfakcjonowany swoją grą, chociaż wiem, że mam rezerwy.
- Przywódcą defensywy w meczu z Serbią był Kamil Glik. Jak ci się z nim grało?
- Bardzo dobrze. Po tych latach gry w lidze włoskiej taktycznie jest znakomity. Rozumieliśmy się prawie bez słów, głównie jeśli chodzi o ustawianie się i przesuwanie po boisku.
- Trzy lata temu, gdy przechodziłeś do wielkiego Milanu, określano cię jako złote dziecko. Niestety, w Mediolanie nie przebiłeś się do składu, a potem grałeś w innych klubach poniżej oczekiwań. Zjadła cię presja?
- Te wszystkie określenia o złotym dziecku w ogóle mnie nie ruszały. Przechodząc do Milanu, zostałem rzucony na głęboką wodę i z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że nie był to dobry ruch, bo nie powiodło mi się tam. Ale człowiek uczy się na błędach. Staram się teraz odbudować tę moją karierę. Trzy lata temu wierzyłem, że mogę sobie tam poradzić.
- Masz co nadrabiać, bo kilka ważnych lat kariery ci umknęło.
- Trzeba gonić (śmiech). Czas ucieka, młody już nie jestem. Każdy miesiąc, każdy sezon jest ważny. Jednak tamte negatywne doświadczenia nauczyły mnie nie myśleć długofalowo. Chcę korzystać z szans, które mam teraz, a nie rozmyślać, co będzie za jakiś czas.
- Kilka miesięcy temu chyba nie wierzyłeś w to że możesz się znaleźć w kadrze na Euro?
- Nie. Dałem sobie z tym spokój, skupiłem się na grze w klubie. I dobrze, bo to zaowocowało powołaniem do kadry. Zobaczymy, jak będzie dalej. Na razie wykonałem pierwszy krok w kierunku Euro. Tylko mały krok.