Na łamach sobotniego "Super Expressu" Artur Wichniarek (31 l.) zapowiadał, że decyzję w sprawie swojej reprezentacyjnej przyszłości podejmie najpóźniej do niedzieli. I podjął - nie będzie grał w reprezentacji Polski prowadzonej przez Leo Beenhakkera (66 l.)
- Skąd taka decyzja?
- Chcę ułatwić życie trenerowi Beenhakkerowi. Nie będzie miał dylematów, czy powoływać Wichniarka, czy nie. Ja nie chcę, żeby moje ewentualne powołanie było spełnieniem życzeń dziennikarzy i kibiców. Chciałem, by Beenhakker powoływał i szanował mnie za umiejętności i za to, co pokazuję na boisku.
- Selekcjoner twierdzi, że szanuje ciebie i Jelenia. Tyle że nie jesteście napastnikami w jego typie.
- Trudno mi to zrozumieć: szanuje, ale nie powołuje. Do każdej normalnej reprezentacji trafiają piłkarze, którzy mają umiejętności i są w danym okresie w najlepszej formie. Takie są kryteria chociażby w reprezentacji Niemiec. A ja chyba swoją postawą - i to od dłuższego czasu - udowodniłem, że jestem w odpowiednio wysokiej formie.
A co do szacunku, to nie odczułem tego ze strony selekcjonera. Gdy w lutym zostałem powołany na mecz z Czechami, nie znalazł czasu na rozmowę ze mną. A chyba powinien, skoro byłem nowy w jego drużynie.
- Jesteś mocno rozgoryczony...
- A kto by nie był na moim miejscu?! Nie pojechałem na EURO... OK. Było, minęło, pogodziłem się z tym. Beenhakker zabrał tam swoich piłkarzy, którzy mu wygrali eliminacje. Ale ci piłkarze zawiedli w Austrii i myślałem, że teraz coś się zmieni, że szansę dostaną następni. A myślę, że moja forma upoważnia mnie do tego, bym ją dostał. Nie otrzymałem jej, a że nie mogę już zrobić nic więcej niż to, co pokazuję w ostatnich meczach Bundesligi, dlatego rezygnuję z reprezentacji.
- Czy wynik i gra kadry w meczu ze Słowenią pomogły ci podjąć decyzję?
- Przekonały mnie o jej słuszności.
- A byłeś zaskoczony, że graliśmy jednym napastnikiem, którym był Łukasz Piszczek?
- Byłem, bo to nie jest pozycja dla Łukasza. On jest bocznym pomocnikiem, a ostatnio w dwóch meczach Herthy zagrał nawet w obronie! No, ale może Beenhakker i jego ludzie o tym nie wiedzieli, skoro mnie też nie obserwowano w żadnym meczu tego sezonu... Dziwne, bo do Niemiec daleko nie mają.
- Sporo jest złośliwości w twoich słowach...
- Co najwyżej rozgoryczenia. Zawsze chciałem grać w reprezentacji Polski, bo traktowałem to jako zaszczyt. Gdy wyjeżdżałem przed dziewięcioma laty z ligi polskiej do znacznie silniejszej Bundesligi, to myślałem, żeby podnieść swoje umiejętności również z korzyścią dla reprezentacji.
I co? I nic z tego. Mam prawo być rozczarowany, bo w reprezentacji tak naprawdę nigdy nie dostałem szansy. Chcę oszczędzić sobie kolejnych rozczarowań i stąd moja rezygnacja. Poinformuję o niej prezesa Listkiewicza pisemnie.