Nie da się ukryć, że Polacy nie zachwycają. Również ze swoim liderem i kapitanem na boisku, Robertem Lewandowskim, w ubiegłym roku już za kadencji Brzęczka grało im się po prostu trudno, a teraz, gdy gwiazdora Bayernu Monachium zabrakło na zgrupowaniu, wszystko stało się jeszcze bardziej skomplikowane. "Biało-czerwoni" zebrali mnóstwo krytyki za bezbrawną postawę w pojedynku z Holandią i wymaga się od nich znacznej rehabilitacji w poniedziałkowym starciu z Bośnią i Hercegowiną.
Bez Roberta Lewandowskiego jak DZIECI we mgle. Tylko JEDEN powód do zadowolenia [WIDEO]
"Dlaczego po raz kolejny szansę dostaje Klich, a Linetty jest znowu turystą zwiedzającym Amsterdam?
Tych pytań jest mnóstwo, a przemyślanej i logicznej odpowiedzi od sztabu szkoleniowego nie możemy się doczekać. Bo chyba nikt z trzeźwo patrzących na reprezentacje kibiców nie „kupuje” Jerzego Brzęczka mówiącego po meczu, że jest zadowolony.
Niewielu kupuje trenera, który próbuje nam wmówić, że "Bereś" zagrał bardzo dobre spotkanie. Selekcjoner zapomniał chyba, że transmisja meczu była w TV, a nie radiu i wszyscy widzieli, że to właśnie ten zawodnik łamie linie spalonego i tracimy po tym błędzie bramkę" - punktuje w swoim felietonie Wichniarek.
I w bardzo zastanawiający sposób kończy tekst opublikowany w serwisie Polsatu Sport. "Słabe jest też to, że widzący i nazywający rzeczy po imieniu są na „czarnej liście” selekcjonera, na której ja jestem już od dawna" - stwierdził Artur Wichniarek.
Relacji Jerzego Brzęczka z niektórymi dziennikarzami i ekspertami z pewnością nie można określić mianem idealnych. I, jak widać, te z Arturem Wichniarek z pewnością należą do bardziej skomplikowanych.