Maud Griezmann długo nie wypowiadała się na temat tych koszmarnych wydarzeń, przekonał ją dopiero "New York Times". Jej brat w dniu tragedii grał towarzysko z Niemcami na Stade de France, ale tamtego wieczora Maud postanowiła posłuchać koncertu i zamiast na mecz, wybrała się z narzeczonym do Bataclan. Wchodząc do sali, wyłączyła telefon, więc nie miała pojęcia, że terroryści zaatakowali już w pobliżu stadionu i w jednej z paryskich restauracji.
- Na początku, gdy padły pierwsze strzały, pomyślałam, że to jakaś niespodzianka, część koncertu. Kiedy jednak ludzie zaczęli krzyczeć, zrozumiałam, iż dzieje się coś koszmarnego - wspomina Maud, która aby uniknąć kul, rzuciła się z narzeczonym na ziemię. Pomiędzy nich upadła kobieta i przez 90 minut ta trójka leżała nieruchomo, twarzami do podłogi. - Porozumiewaliśmy się tylko poprzez ściskanie rąk, za które się trzymaliśmy. W ten sposób przekazywaliśmy sobie, że żyjemy. Bezruch był konieczny, bo każdy, kto się poruszył, był dobijany. Tuż obok mnie jakiś mężczyzna wykonał ruch i po chwili już nie żył. Słyszałam, jak do niego strzelają - relacjonuje siostra piłkarza, która na co dzień zajmuje się sprawami jego wizerunku.
W sali Bataclan zginęło w sumie 89 osób.
- Najgorsze, co można uznać za paradoks, były momenty ciszy. Już wolałam słyszeć strzały. Cisza oznaczała, że za chwilę znów może się wydarzyć coś okropnego. Pamiętam też, że zdjęłam buty, żeby szybciej uciekać, gdy zaczął się szturm sił specjalnych. Przez 15 minut szłam przez miasto boso, aż mój chłopak zatrzymał taksówkę na placu Republiki. Miałam krew na całym ubraniu i taksówkarz był bardzo zły, bo martwił się, że poplamię mu siedzenia. - przypomina sobie Maud, która z traumą Bataclan próbuje się uporać bez pomocy specjalistów.
- Moją najlepszą terapią jest rodzina - przyznaje Francuzka. Koszmar, jeśli powraca, to bardziej w dźwiękach niż obrazach. Do tej pory najbardziej lęka się tupotu stóp, bo kojarzy się jej z traumatyczną ucieczką.
- Kilka tygodni po zamachach byłam w sklepie. Nagle mały chłopczyk zaczął szybko biec. Serce podeszło mi do gardła, myślałam, że znów zaatakowali. On chyba pobiegł za mamą, ale zdążyłam się wystraszyć. Nie wiem, czy ten lęk kiedykolwiek minie - przyznaje Maud, która wybiera się na niedzielny finał. W końcu ma swój udział w rozwoju kariery brata. W dzieciństwie była... osobistym bramkarzem Antoine'a, gdy chciał poćwiczyć strzały na bramkę.