Lionel Messi poległ po raz enty i się poddał. Z gry w kadrze zrezygnował. Wcześniej na podobne kroki decydowali się inni. Johan Cruyff powiedział "pas" już po pierwszych klęskach. Paolo Maldini podarował sobie przeżywanie kolejnych niepowodzeń po dwóch przegranych finałach. Ryan Giggs, choć do tego grona pasuje nieszczególnie, przyjeżdżał na zgrupowania, gdy akurat nie miał innych planów. Podobnie George Best, choć on i w klubie bywał.
Ronaldo nie nosił się z podobną decyzją nigdy. Nawet gdy dwa lata temu ryzykował końcem kariery. Kontuzjowany, obolały i przemęczony. Na mundialu w Brazylii przypominał wrak zawodowego sportowca. Zespół Portugalii odpadł już w fazie grupowej. Wystarczyło pomachać ręką i skupić się na grze w klubie. Został, chociaż miejsce dawnych asów zajmowali zawodnicy coraz mniej utalentowani.
Lizbona. Pogrzeb portugalskiego futbolu
Lipiec 2004 roku. Lizbona. Finał mistrzostw Europy. Estadio da Luz. Stadion Światła. Faworyzowana Portugalia, gospodarz turnieju, kontra Grecja. Europejski krasnoludek. Z jednej strony Luis Figo, Rui Costa, Deco, Pauleta, Simao Sabrosa, Fernando Couto, Maniche, Ricardo Carvalho czy Nuno Valente. Z drugiej Angelos Chariteas i Theodoros Zagorakis. Szerzej znani fanatykom i statystykom. A pośród nich jeszcze on. Cristiano Ronaldo. Najaktywniejszy, najszybszy, najbardziej ambitny. Szarpał, walczył, strzelał. Nie trafił ani razu, Portugalia przegrała, CR7 wpadł w rozpacz.
Tak jakby wiedział, że drugiej szansy już nie dostanie. Pociąg do wieczności przyjechał i odjechał. Bez niego na pokładzie. Że trafił na zmierzch wybitnie utalentowanego pokolenia. Cytując zainteresowanego - Urodziłem się za późno, by zdobyć wówczas złoto. I za wcześnie, by zdobyć kolejne.
Ronaldo kontra reszta świata
W niedzielę to on będzie Zagorakisem. To on wyprowadzi na murawę zespół skazywany na pożarcie. Za Francją przemawia wszystko. Za Portugalią - tylko wiara w CR7. Podstarzały Nani, wieczny talent Ricardo Quaresma. Pamiętający Mojżesza i przejście przez morze Czerwone Ricardo Carvalho. Szalony Pepe. Gdyby nie ten niezwykły Renato Sanches, pewnie Portugalczyków w ogóle nie byłoby już nad Sekwaną. Ale są, czekają. Pociąg odjechał, przyjechał zastępczy autobus i zabiera spóźnionych.
Jeśli Ronaldo w niedzielę podniesie puchar, będzie nieśmiertelny. Stanie obok Pele, obok Maradony. Nie jako dodatek. W jednym rzędzie. Jako spełniony i w kadrze, i w klubie. Jakże inaczej niż Lionel Messi.
Doczekamy się szczęśliwego zakończenia?
I co najważniejsze. Wreszcie wszystko zależy od niego. - Chodź tu, chodź tu, ty strzelasz, a jak nie strzelisz, to ch... - obrazki z ćwierćfinałowej serii karnych przeciwko Polakom obiegły świat. To Cristiano rządził. To Cristiano gratulował poległym rywalom. Fernando Santos tylko się przysłuchiwał. Bo as Realu Madryt to nie tylko wybitny piłkarz. To również jedna z najpiękniejszych karier w historii futbolu. Jak dobrze napisana książka. Od prologu i brylantowych kolczyków, przez rozdziały poświęcone bramkowym rekordom, do epilogu. Do finałów Euro 2016. Z Ronaldo w roli generała.
Do napisania została jeszcze tylko ostatnia strona.