Charaktetystyka drużyny
W tym miejscu powinniśmy zacząć peany. Jeszcze cztery lata temu właśnie tak by było. Mówisz Włochy, myślisz - potęga. Przyzwyczailiśmy się. Tyle że kryzys dopada każdego. Studnia bez dna nie istnieje. Popełnisz błędy, zapomnisz o szkoleniu, wypadasz z gry o medale.
Antonio Conte bierze więc do Francji zespół po prostu przeciętny. Brzmi jak szaleństwo? Ale to prawda. Na Półwyspie Apenińskim przestały rodzić się wielkie gwiazdy. Wciąż te same nazwiska. Wciąż te same rozwiązania. Nowych nie ma, bo nie ma kandydatów.
Defensywa. 38-letni Gianluigi Buffon w bramce. Od 2002 roku ten sam. Dalej trójka z Juventusu. Wciąż betonowa, tyle że wiekowa - razem mają ledwie... 95 lat - Leandro Bonucci, Andrea Barzagli oraz Giorgio Chiellini. Na dodatek na ławce usiądzie jeszcze czwarty kolega ze wspólnych treningów. Angelo Ogbonna, obecnie występujący w West Hamie United. To akurat formacja i tak najsilniejsza. Piekielnie mocna i gotowa, by zatrzymać pewnie każdy atak świata. Tym bardziej, jeśli na bokach obrony znajdziemy Alessandro Florenziego z AS Roma - znakomity ostatni sezon na prawej stronie! - czy Matteo Darmiana z Manchesteru United, a w linii pomocy Daniele De Rossiego oraz Thiago Mottę z PSG. Gdyby nie okołochrystusowa średnia wieku, uznalibyśmy, że to gotowy materiał na mistrzostwo.
Francesco Totti, Alessandro Del Piero, Roberto Baggio - tzw. "fantasistów" w niebieskich koszulkach nigdy nie brakowało. Na Euro 2016 Conte akurat na pozycji głównego kreatora gry może mieć spory problem. Jest Antonio Candreva, pomocnik Lazio, jest Stephan El Sharaawy, odmieniony wiosną w Romie, ale gwiazd z pierwszych stron gazet brakuje. Doszło do tego, że odkurzony został 31-letni Emmanuele Giaccherini, kiedyś piłkarz Juventusu, później gracz Sunderlandu i West Hamu, obecnie gwiazda Bologny. Dla niego to kolejna szansa w reprezentacji. W reprezentacji, w której kiedyś dorobił się statusu prawdziwej gwiazdy - zwłaszcza podczas Pucharu Konfederacji 2013.
Stefano Sturaro, Emanuele Parolo, Fernando Bernardeschi - ci piłkarze to już niemal postacie anonimowe dla przeciętnego kibica. Ten ostatni w tym sezonie błysnął głównie tym, że wyrzucił na ławkę Fiorentiny Jakuba Błaszczykowskiego. Podobnie jest zresztą w ataku, gdzie spore oczekiwania mamy tylko wobec Lorenzo Insignie - fenomenalnie uzdolniony skrzydłowy Napoli - oraz Graziano Pelle, dynamicznego atakującego Sunderlandu. Gorzej wyglądają potencjalni snajperzy. Simone Zaza to szeregowy rezerwowy Juve. Chociaż z wielkim momentem w mijającym sezonie - to jego trafienie ostatecznie pogrzebało szanse Napoli na tytuł mistrzowski. Spore nadzieje wiązane są też z byłym królem strzelców Serie A Ciro Immobile, a sporo minut powinien również otrzymać naturalizowany Brazylijczyk Eder, mocny punt Interu Mediolan.
Gwiazda drużyny: Gianluigi Buffon (38 lat, Juventus Turyn, 157A)
Legenda futbolu. Najlepszy bramkarz w historii. To akurat nie opinia, to fakt. Wciąż, mimo 38 lat na karku, pozostający absolutnym numerem jeden na świecie. Facet, o którym kiedyś ktoś powiedział, że "łapie strzały, którzy inni ledwie odbijają". W skrócie: Gianluigi Buffon, cudowne dziecko włoskiej piłki, jeden z bohaterów i najważniejszych postaci zespołu, który przez lata przywoził z międzynarodowych imprez medale.
Zaczynał w Parmie. Tej wielkiej Parmie, pełnej gwiazd. Czołowej drużynie Starego Kontynentu. Dobre dwie dekady temu. Był uzdolniony. Łatka wielkiego talentu, sporo meczów na boiskach Serie A, sukcesy międzynarodowe. Kariera potoczyła się więc szybko. Debiut w wieku lat 19. Pewny plac w wieku 21, co wyczynem było już sporym, bo kandydatów nigdy nie brakowało, by wymienić tylko nazwiska Francesco Toldo, Gianluci Pagliuci czy Angelo Peruzziego.
Bohaterem miał już być na Euro 2000. Na przeszkodzie stanęła kontuzja, a herosem spod Apeninów został Toldo, który samodzielnie zatrzymał Holenderów, nie dając się pokonać przy pięciu z sześciu jedenastek. W 2002 roku dyskusji już jednak nie było, a przez kolejnych 14 lat Buffon uzbierał łącznie w kadrze narodowej 157 spotkań. To też rekord wszech czasów.
Podobnie jak wysokość transferu do Juventusu Turyn, do którego trafił latem 2001 roku i w którym pozostał nawet po karnej relegacji do Serie B. Stając się absolutną ikoną Starej Damy. Co zresztą dziwne nie jest. W 2008 Juve było beniaminkiem, a w 2015 roku walczyło już w finale Ligi Mistrzów. Przy dużym udziale właśnie Buffona, z którym turyńczycy zdominowali również rozgrywki ligowe i dorobili się łatki jedynego bodaj włoskiego superklubu.
Inne sukcesy? 7 tytułów mistrzowskim. Trzy Puchary Włoch. Puchar UEFA. Dwa finały Ligi Mistrzów. Tyle klub. Reprezentacja? Mistrzostwo świata, wicemistrzostwo Europy. Czyli przyzwoicie, a przecież przed nim ponoć jeszcze dwa lata aktywnej kariery.
Selekcjoner: Antonio Conte
Jeden z najlepszych trenerów młodego pokolenia w Europie. Euro to dla niego pożegnanie. Po turnieju przeniesie się na Wyspy Brytyjskie. Obejmie rządy na Stamford Bridge. To będzie dla niego kolejna przygoda z piłką klubową. Nim trafił na ławkę Squadre Azzura, szkolił też piłkarzy Juventusu Turyn i to właśnie jemu przypisać należy lwią część zasług za to, że Stara Dama, po koszmarnych przygodach z Serie B i włoskim związkiem, wróciła do europejskiej czołówki.
Znak charakterystyczny? Duża swoboda taktyczna. Conte jest jak typowy włoski szkoleniowiec. Strategia, choćby najbardziej ambitna, przede wszystkim. Trójka obrońców? Do tego trójka napastników? Płynne przejście na grę jednym snajperem? Gdy w Hiszpanii pracował Marcelo Bielsa, dziennikarze piali z zachwytu nad zróżnicowaniem gry Athletiku Bilbao. We Włoszech Argentyńczyk byłby jednym z wielu. A Conte to wśród tamtejszych taktyków prawdziwy rodzynek.
Czego spodziewać się we Francji po Italii? Żelaznej defensywy, odpowiedzialności taktycznej, zorganizowanej gry w środku pola i szybkich ataków. To na pewno. Czego jeszcze? Oto zapytajmy już samego Conte, bo na pewno na sam turniej zdąży on jeszcze wymyślić coś rewolucyjnego. Ot, Włosi - najlepsza - lepsza nawet od Niemców! - turniejowa drużyna świata.
Historia
Obok Brazylii oraz Niemiec, najwybitniejsza nacja w historii futbolu. Streścić wszystkie sukcesy nie sposób. Ani w artykule, ani w jednej książce. Cztery tytuły mistrza świata. Kolejnych kilka medali innego koloru. Mistrzostwo Europy. Dwa wicemistrzostwa. I łatka oczywistego faworyta w każdym kolejnym turnieju. Marka. Reputacja. Charakterystyczny styl. Tomiska anegdot, ciekawostek i emocji. Do tego ostatniego adnotacja - tyle pozytywnych, co negatywnych.
Przed wojną - potęga. Dwukrotny mistrz świata, choć w 1934 roku, na swoich stadionach, na tytuł tyle zasłużyli piłkarze, co organizatorzy, sędziowie i "niewidzialna" ręka. Benito Mussolini potrzebował sukcesu i go dostał. Po wojnie pewnie byłoby podobnie. Byłoby, gdyby nie katastrofa lotnicza zespołu Torino. Najlepszej wówczas ekipy na Starym Kontynencie i bazy wypadowej na zgrupowania reprezentacji dla czołowych włoskich zawodników.
Czasy nowożytne? Opis byłby zbyt długi. Pozostają obrazy. Krótkie, wymowne. 1968 rok. Mistrzostwo Europy. Finał. Wielki Dino Zoff. Wielcy Jugosłowianie. Wielki Dragan Dżajić. Drukujący sędzia. Powtórka rozegrana dzień później i wiktoria Squadre Azzura. Dwa lata później półfinał. Mundial. Meksyk. Upalne lato. Na przeciwko Niemcy. Gerd Muller, Franz Beckenbauer kontra Gianni Rivera i Luigi Riva. 120 minut heroicznego boju. Beckenabuer biegający z ręką na temblaku. 3:3. Seria rzutów karnych. Triumf Italii i marsz po złoto. Marsz krótki, przerwany przez Canarinhos już kilka dni później.
Rewanż na Brazylijczykach wzięty w 1982 roku. Faza grupowa. Faworytem ekipa Tele Santany. Wielka ekipa, z Socratesem, Toninho Cerezo, Juniorem, Ederem czy Zico. Prawdziwa boiskowa samba. Wulkan. Tymczasem odpalają nie Kanarki, a Paulo Rossi. Wcześniej słaby. Ospały. Tu strzela trzy gole, poprawia dwoma przeciwko Polakom, jednym w finale i daje Włochom tytuł mistrzowski.
Rok 1990. Ponownie mistrzostwa globu na Półwyspie Apenińskim. Gospodarze idą po złoto. Walter Zenga, Paulo Maldini, Franco Baresi, Roberto Baggio czy Roberto Donadoni. Italia zachwyca. Zenga bije rekord minut bez puszczonej bramki. Przerywa go dopiero Claudio Caniggia w Neapolu. W półfinale, w starciu Włoch z Argentyną. Kibice płaczą i świętują. Płaczą, bo Włocy przegrały. Świętują, bo po tytuł idzie idol południowej części kraju, wielki Diego Maradona.
Wreszcie czasy najnowsze. Finał MŚ 1994. Znowu Brazylia. Karne, po bezbramkowym remisie. Szósta seria. Canarinhos na prowadzeniu. Do piłki podchodzi Baggio. Uderza mocno. Myli Claudio Taffarela, ale przenosi futbolówkę nad bramką. Świat zapamięta tylko reakcję najlepszego wówczas piłkarza świata. Euro 2000. Sytuacja odwrotna. Elektryczny Francesco Toldo dokonuje cudów. Broni jedenastkę de Boera. Kluivert "z wapna" celuje w słupek. Po 120 minutach pudłuje ponownie de Boer, ale też Stam i Bosvelt. Włochy trafiają do finału. Traumatycznego. Prowadzą do 90. minuty. Do czyśca wpycha ich Wiltord. Do piekła, już w dogrywce, Trezeguet. Na złoto poczekać muszą sześć lat. Do ponownego pojedynku z Francją, do ponownego strzału Trezegueta. Tym razem niecelnego. Jedynego w dramatycznej serii rzutów karnych.
Ufff, a to przecież tylko ułamek włoskiej historii futbolu. Pięknej, choć naznaczonej cattenaccio, heroicznej, pełnej wzlotów i upadków. Bo Italię można kochać, można nienawidzić. Ale nigdy nie można przejść obojętnie.
Starty | Złote medale | Srebrne medale | Brązowe Medale | |
Mistrzostwa świata | 18 | 4 (1934, 1938 1982, 2006) |
2 (1970, 1994) | 1 (1990) |
Mistrzostwa Europy | 8 | 1 (1968) | 2 (2000, 2012) | 2 (1980, 1988) |