Legendarny bramkarz ze wzruszeniem w rozmowie z „Super Expressem” wspomina jeden z najsłynniejszych meczów w historii polskiej piłki. Polacy w 1973 roku wywieźli z Wembley zwycięski remis.
- Przed meczem byliśmy katastrofalnie przyjmowani – opowiada Tomaszewski. - Mnie nazywali klaunem, Jurka Gorgonia bezmyślnym bokserem, Grzesia Latę wysyłali do lekkiej atletyki. Zastanawiali się czy wygrają 5:0 czy 10:0. Napisano o nas w angielskiej prasie, że jesteśmy „zwierzętami wypuszczonymi z klatki”. Dzień wcześniej nie wpuszczono nas na trening. A kiedy wyszliśmy pół godziny przed meczem na boisko, kibice krzyczeli: „animals” (zwierzęta – red.). Poleciały puszki z piwem. Pamiętam hymny. Staliśmy naprzeciw siebie. My skoncentrowani, w postawie zasadniczej. Anglicy wyluzowani, żuli gumy. Wyglądali, jakby myśleli: „No frajerzy, za 5-10 minut będzie 3:0 dla nas”. Modliłem się do Boga: „Oddam 5 lat życia, żeby tutaj nie było siódemki w plecy” - dodaje.
Piotr Świerczewski MASAKRUJE Paulo Sousę: "On jest najsłabszy w naszej drużynie" [WIDEO]
Tomaszewski do dziś pamięta przerwę w meczu i nietypową mowę motywacyjną trenera Kazimierza Górskiego.
- W przerwie meczu pan Kazimierz dał nam się wygadać przez 2-3 minuty. Potem ze stoickim spokojem powiedział: „Koledzy, poproszę o głos”. Zamilkliśmy. Czy on z księżyca spadł? My rozdygotani a on taki spokojny. „No widzicie. Nie taki diabeł straszny, jak go malują. Wytrzymaliście 45 minut, wytrzymacie i kolejne”. To na nas podziałało jak otrzeźwienie. Na drugą połowę wyszliśmy z innym nastawieniem, bo w pierwszej oni nas stłamsili. Ale zapomnieli o jednej rzeczy. Że jak Polak jest przyparty do muru, to jest nie do pokonania. Nie tylko w futbolu – zaznacza Tomaszewski.
Bayern nie straci na kontuzji Roberta Lewandowskiego? Polak ma szansę wrócić na boisko już w sobotę!
Jak opowiada „Tomek”, po meczu zorganizowano huczną imprezę, w której on jako jedyny nie mógł wziąć udziału.
- Podczas meczu wypuściłem piłkę, zderzyłem się z Clarkiem i doznałem kontuzji – miałem stłuczone kosteczki łódeczkowate. Jedynym zawodnikiem, który nie przyszedł do recepcji w tym hotelu, byłem ja. Nie chciałem psuć imprezy swoją miną. Dostałem od lekarza pięć gardanów przeciwbólowych i siedziałem w pokoju. Wyszedłem o szóstej rano do recepcji, a tam Waterloo. Podobno bardzo dużo alkoholu się wylało – wspomina.