Przed meczem Glik zapowiadał, że nie przestraszy się gwiazdy Urugwaju Edinsona Cavaniego (25 l.). Jednak słynny napastnik szybko odebrał Polakowi chęć do gry w piłkę. Już w 21. minucie Glik - starając się nie dopuścić Cavaniego do strzału - niefortunnie... sam strzelił. Niestety, tak precyzyjnie, że pokonał Przemysława Tytonia (25 l.).
- Strasznego pecha miałem przy tej bramce. Piłka trafiła mnie tak, że nie mogłem nic zrobić. Nie był to mój dzień, nie był to też dzień kolegów. Duża lekcja pokory dla nas wszystkich. Nie można załamywać rąk, na szczęście był to tylko mecz towarzyski. Chcieliśmy wygrać, ale wyszło, jak wyszło - mówi ze smutkiem Glik.
Stoper reprezentacji stara się znaleźć pozytywy meczu z Urugwajem. Twierdzi, że mimo porażki ten mecz będzie bardzo pożyteczną lekcją przed rywalizacją o punkty w eliminacjach do MŚ.
- Dostaliśmy solidne lanie, zaczynając od napastników, a kończąc na bramkarzu. Wpadły gole, których można było się ustrzec. Nie mieliśmy żadnych argumentów. To był trudniejszy mecz niż z Anglią, ale my też zagraliśmy znacznie gorzej niż wtedy. Takich indywidualności jak Urugwaj nie mamy i tylko grą zespołową możemy odnosić sukcesy. We wcześniejszych meczach byliśmy drużyną, a z Urugwajem - nie za bardzo. Mam nadzieję, że po tym jednym meczu kibice się od nas nie odwrócą - podkreśla.
Glik po raz kolejny nie uchronił swojej drużyny przed Edinsonem Cavanim. 4 listopada w meczu Napoli - Torino (1:1) polski stoper nie upilnował Urugwajczyka, dzięki czemu ten strzelił gola.
- Ale wtedy Cavani nie mógł być zadowolony, bo liczył na zwycięstwo. Podczas meczu reprezentacji zamieniliśmy może ze dwa słówka. Wszystkie drużyny, które grają przeciwko Urugwajowi czy Napoli, ustawiają się na Cavaniego, a on i tak zawsze strzela bramki. Nieprzypadkowo biją się o niego najlepsze drużyny na świecie - zaznacza.