- Strzelony gol cieszy z kilku powodów. Po pierwsze, sprawiłem sobie i narzeczonej pierwszy weselny prezent. Po drugie, ta bramka doda mi pewności siebie przed kolejnymi meczami. I po trzecie wreszcie... Wiem, że niektórzy dziennikarze zaczęli mi już liczyć minuty bez strzelonego gola. Tyle że wcale nie było tak, że wcześniej byłem bez formy. Mam już na koncie kilka asyst, które mocno pomogły drużynie - zaznacza Grosik, który wkrótce zostanie zasypany weselnymi prezentami. Na razie jednak sam sprawia je sobie i innym.
- Niedawno tata dostał ode mnie dekoder, dzięki któremu może oglądać mecze ligi tureckiej. Ojciec czasem pochwali, ale opieprzyć też potrafi - przyznaje Grosicki.
- A prezenty? No tak, od trenera Sivassporu dostałem na ślub... rozpiskę indywidualnych treningów - śmieje się (były) reprezentant Polski, który po bramce w meczu z Antalyasporem (2:2) przyłożył ręce do oczu w geście wypatrywania kogoś na trybunach. Czy szukał tam selekcjonera, który ostatnio pomija go w powołaniach?
- Ten gest to moja tajemnica. Tak się z kimś umówiłem. A kadra? Mam nadzieję, że ktoś ze sztabu przyjedzie na mój mecz, a ja zagram tak dobrze jak ostatnio. Wtedy powinienem wrócić do reprezentacji - nie traci nadziei Grosicki.
Na razie piłka zeszła jednak na dalszy plan. "Grosik" ma mnóstwo na głowie, bo na ślub zaprosił aż 200 gości.