Ta wątpliwość to oczywiście efekt usterki ujawnionej 11 listopada ub. roku, w dniu Święta Niepodległości. W jej wyniku PGE Narodowy, czyli warszawski stadion, na którym w ostatniej dekadzie najczęściej lokowano mecze reprezentacji, został wyłączony z użytkowania. Do części biurowej życie wróciło w drugiej połowie grudnia, ale wciąż nie ma pewności, że za niespełna dwa miesiące będzie można na murawie obiektu grać w piłkę, a kibice będą mogli bezpiecznie zasiąść na jego trybunach.
„Na chwilę obecną w kalendarzu PGE Narodowego na rok 2023 znajdują się wydarzenia całostadionowe, w tym m.in. mecze reprezentacji Polski, finał Fortuna Pucharu Polski, PZM Warsaw FIM Speedway Grand Prix of Poland czy koncerty światowych i polskich gwiazd” - napisał operator stadionu w opublikowanym dziś oświadczeniu. Ale jest w nim także istotne zastrzeżenie. „Wszędzie tam, gdzie w grę wchodzi bezpieczeństwo nie ma miejsca na pośpiech czy podejmowanie pochopnych decyzji” - czytamy.
PZPN ma jeszcze parę dni (do 5 lutego) na ostateczne wskazanie federacji albańskiej (i UEFA) miejsca rozegrania meczu. Operator areny na razie jednak nie daje pełnej gwarancji, że będzie w stanie bezpiecznie udostępnić ją na potrzeby związku. Wiemy więc, że w związku rozważane są opcje zastępcze. Ponieważ na Stadionie Śląskim, dorównującym stołecznemu, w marcu trwać jeszcze będą prace związane z modernizacją oświetlenia, w grę wchodzą właściwie tylko dwa stadiony: we Wrocławiu oraz w Gdańsku.
Za tym pierwszym przemawiają argumenty... geograficzne: po prostu leży dużo bliżej Pragi (gdzie zagramy 24 marca), niż Trójmiasto. Natomiast gdański obiekt, bardzo podobny jeśli chodzi o pojemność trybun, daje – jak usłyszeliśmy w federacji – prognozę większego przychodu ze strefy VIP i oferty hospitality. A to istotna kwestia w sytuacji, w której – w razie konieczności przeniesienia meczu z Warszawy – trzeba będzie w bilansie uwzględnić ok. 15 tysięcy biletów sprzedanych mniej...