Wybór Jerzego Brzęczka na nowego selekcjonera reprezentacji Polski wywołał sporo kontrowersji. A te jeszcze się pogłębiły, gdy trener ogłosił swoje pierwsze powołania. W kadrze nie znalazło się miejsca dla kilku zawodników, którzy byli ulubieńcami Adama Nawałki. I tak na najbliższym zgrupowaniu nie zobaczymy m.in. Thiago Cionka, Sławomira Peszki, Łukasza Teodorczyka, Krzysztofa Mączyńskiego, Michała Pazdana czy Kamila Grosickiego.
Szczególnie dziwić może brak tego ostatniego. Co prawda w klubie faktycznie nie gra, ale z drugiej strony ostatnio dawno na boisku nie pojawił się też Jakub Błaszczykowski, a on powołanie dostał. I automatycznie jak bumerang wróciło stwierdzenie, że 32-latek i tak zawsze będzie miał pewne miejsce wśród powołanych, bo jest siostrzeńcem selekcjonera.
Jakby tego było mało, w kadrze znaleźli się dawni znajomi Brzęczka, który prowadził ich w poprzednich latach. Na treningach reprezentacji niebawem pierwszy raz zawitają Arkadiusz Reca z Atalanty Bergamo i Adam Dźwigała z Wisły Płock. Z trenerem współpracowali w poprzednim sezonie w zespole "Nafciarzy". O ile ich powołania można próbować zrozumieć - są jeszcze młodzi i perspektywiczni - to jednak zaproszenie do drużyny narodowej 26-letniego Rafała Pietrzaka jest sporym zaskoczeniem.
Defensor Wisły Kraków też jest dawnym podopiecznym Brzęczka - z czasów, gdy występował jeszcze w GKS-ie Katowice. A jakby mało było kontrowersji, to trenerowi wytknięto też pominięcie kilku zawodników, którzy wyróżniają się w zagranicznych ligach, albo po prostu regularnie grają - Mariusza Stępińskiego, Bartosza Salamona, Adriana Mierzejewskiego czy Macieja Wilusza.
Nic więc dziwnego, że eksperci i dziennikarze dość ostro wypowiadali się o pierwszych powołaniach szkoleniowca. Niektórzy porównywali go nawet do wczesnego Adama Nawałki, któremu też zdarzały się wybory "kompletnie od czapy".