Łukasz Piszczek rozegrał w reprezentacji Polski 66 meczów. Teraz, już po zakończeniu kariery, napisał książkę "Mentalność sportowca". W rozmowie z "Super Expressem" Piszczek wspominał karierę, ale też wyjaśnił powody odmówienia Fernando Santosowi, który chciał go w roli asystenta.
„Super Express”: - Jak długo zastanawiałeś się o tym, żeby napisać książkę?
Łukasz Piszczek: Było kilka propozycji, ale nie byłem do tego przekonany. Kiedy jeszcze trwała moja kariera piłkarska, Kamil Wódka napomknął, że moglibyśmy spróbować opisać to, w jaki sposób działamy. Wtedy jeszcze nie byłem na to gotowy, bo skupiałem się na piłce. Po powrocie do Polski stwierdziłem, że trzeba pokazać, jak ważne są niektóre elementy najpierw u młodych zawodników, jak ważni są rodzice, pierwsi trenerzy. Jak teraz patrzę na tę książkę, na efekt końcowy, to myślę, ze zdecydowanie przewyższa moje oczekiwania.
- Wielu kibiców bardzo chciało, żebyś został asystentem Fernando Santosa. Dlaczego odmówiłeś?
- Jeśli spojrzymy na to wyłącznie sportowo i na to, kto się zgłosił, czyli reprezentacja Polski, to można faktycznie uznać, że była to oferta nie do odrzucenia. Ale ja też mam swoje projekty w życiu i jeśli w coś się angażuję, to chciałbym dać temu sto procent. Wiedziałem, że w tym okresie życia nie będę mógł rozdzielić swojego zaangażowania na różne projekty. Musiałem odmówić i myślę, że to było dojrzałe zachowanie. Nie rzuciłem się na to z myślą jak to będzie fajnie, bo ludzie będą o tym mówić i podbijać bębenek, że Piszczek będzie kiedyś trenerem reprezentacji. Bo ja na tę chwilę w tej roli się w ogóle nie widzę. Ja nie mam z tym problemu, że ktoś tak uważa, natomiast to jest trochę szufladkowanie mojej osoby. A ja nigdy nie lubiłem sytuacji, w której ktoś mi mówi, co mam robić. Tę decyzję podjąłem świadomie z myślą o tym, żeby to było dobre rozwiązanie i dla mnie, i dla reprezentacji. Uznałem, że najlepszym rozwiązaniem będzie odmówienie.
- Kamil Grosicki mówił nam niedawno, że ciężko ogląda mu się mecze reprezentacji w telewizji, kiedy nie może być na boisku. Jak to jest w twoim przypadku?
- Kamil jeszcze bardzo by chciał jeszcze grać w reprezentacji, a ja bardzo świadomie zrezygnowałem. Wiedziałem, z czym się wiąże gra w reprezentacji i jak to jest istotne, żeby dawać tę swoją najlepszą jakość. Musiałem z czegoś zrezygnować, żeby organizm mógł się regenerować a głowa funkcjonowała na odpowiednim poziomie. Nie dało się grać w reprezentacji, nie grając jednocześnie w klubie. I to się obroniło, bo grałem na bardzo wysokim poziomie do 35. roku życia.
- Uśmiechnąłeś się, kiedy zobaczyłeś sposób, w jaki pożegnał cię Dariusz Szpakowski? To jego "Łukaaaasz Piszczeeeek" podczas meczu ze Słowenią przeszło do historii.
- Przez to również moje pożegnanie z reprezentacją zostanie zapamiętane. Bardzo się cieszę, że pan Darek akurat komentował to spotkanie, bo to wielka postać w polskiej piłce.
- Czy jest coś, czego można ci życzyć?
- Zdrowia przede wszystkim. Jeśli ono będzie, to sobie poradzę. Resztę scenariusza napisze życie, bo ja na tę chwilę nie planuję sobie, jak moja dalsza przygoda z piłką się potoczy.