„Super Express” zapytał o tę kwestię grono piłkarskich ekspertów, którzy podzielili się z nami swymi refleksjami. Bardzo ostry głos dał były sternik Polskiego Związku Piłki Nożnej. - Nie kibice, nie media i nie PZPN decydują, kto nosi opaskę. Rozstrzygać się to powinno wewnątrz drużyny, decydować o tym mają zawodnicy – przypomniał Michał Listkiewicz. A potem punkt po punkcie zanalizował postawę Lewandowskiego w Kiszyniowie.
- Owszem, można mieć zastrzeżenia do jego gry i postawy w drugiej połowie – trochę wycofanej. Ale że miałyby biegać od zawodnika do zawodnika i krzyczeć: „Ku...a, ogarnijcie się?”. To by już w ogóle była poza; jak u trenera, który biega wzdłuż linii i macha rękami wiedząc, że to żadnego wpływu na drużynę nie ma – Listkiewicz wylewa kubeł zimnej wody na rozgrzane głowy kibiców.
Pomysłodawcom zrywania opaski z ramienia kapitana za „olanie” wycelowanych w niego kamer też proponuje ochłonięcie. - Kwestia zlekceważenia kamer? Cóż, po prostu nie stanął przy nich. Czy ma taki obowiązek? Nie ma tego nigdzie zapisanego, że kapitan musi wyjść i udzielać wywiadów. Zresztą jak już mają piłkarze wyjść i opowiadać głupoty czy banały, to może lepiej, że milczą – dodał nieco przekornie.
Michał Listkiewicz oburzył się na ten pomysł piłkarskich komentatorów
Kategorycznie więc Listkiewicz pomysł odbierania „Lewemu” godności kapitana – nawet pod naciskiem opinii publicznej – zanegował. - Może i kibice mają prawo czuć się rozżaleni, no bo kto, jak nie najlepszy polskich piłkarz i idol młodych ludzi powinien wyjść i coś do nich powiedzieć. Ale to kwestia bardziej moralna. Natomiast zabieranie mu opaski kapitańskiej za coś takiego? Nie, nie uważam, żeby to było dobre. Byłoby to kopanie leżącego… – zaznaczył.
I odwołał się na koniec do polskiego charakteru narodowego. - Lubimy skrajności. Strzeliłby trzy bramki – a miał ku temu okazję – to byśmy mu pomnik stawiali. Nie strzelił, przegraliśmy, nie udzielił wywiadu – ukamienować, zabrać opaskę. Trochę spokoju zalecam! - zaapelował z mocą.