W szanującej się orkiestrze pierwszy skrzypek jest tylko jeden, w naszej wyraźnie go brakuje. Nie kryję sympatii do Michała Probierza, ale jego twierdzenie, że jednobramkowe zwycięstwo Chorwatów oddaje przebieg wydarzeń to gruba przesada. To była walka byka z parowozem, a nie walka godnych siebie rywali. I niczego nie zmienia fakt, że ten jedyny, cudowny gol Modricia mógł zostać anulowany, gdyż rywal stał zbyt blisko polskiego muru. To archaiczny przepis, absurdalny jak ograniczenie prędkości do trzydziestki na drodze przez pola. Przestrzegają go tylko policjanci przyczajeni w krzakach z radarem.
W przeciwieństwie do wielu osób ze środowiska nie odczuwam żadnej satysfakcji z prawnych kłopotów Zbigniewa Bońka, zawiść to nie moja bajka. Przekazy z 10-letnim więzieniem w tytule brzmią złowieszczo, ale na szczęście o winie decyduje niezawisły sąd, a człowiek przezeń nie skazany uważany jest za niewinnego. Futbolowej wielkości nikt Zibiemu nie odbierze, Grzegorzowi Lato też nie, choć pewien bukmacher kpi z jedynego w historii polskiego króla strzelców Mundialu. "Kiedyś to było" - zrzędzą podobno leśne dziadki. Ale w polskim futbolu było naprawdę i nigdy się już nie powtórzyło, co jest w tym wszystkim najgorsze. Dlaczego Niemcy potrafią godnie podziękować swoim gwiazdom, a my nie? Benefis Kuby Błaszczykowskiego i Łukasza Piszczka w Dortmundzie był niezapomnianym spektaklem. Dużo skromnie, ale też godnie pożegnano kiedyś w Polsce Gucia Warzychę w Chorzowie i Włodka Lubańskiego w Zabrzu. Śląska solidność! Ale było to w czasach, gdy poszanowanie tradycji i wartości niematerialnych jeszcze istniało.
Paweł Golański o występach w Lidze Narodów. Padły słowa o przebłyskach, tego oczekuje od kadrowiczów
Dziś lubimy się nabijać z haratającego w gałę premiera, biegającego maratony ministra, skaczącej na łyżwach posłanki. W wielu krajach aktywność sportowa to powód do dumy, a zwalnianie dziecka z lekcji wf nie uchodzi. W Polsce wolno to idzie, często politycy udają sportowców i tylko niedyskretni paparazzi odkrywają zwały tłuszczu i patykowate nóżki pod wypasionym dresem. Sport ma się we krwi od młodych lat do późnej starości, a jeżeli go się nie ma, to lepiej nie robić siary udając.
Bogdan Wenta i Sławomir Szmal znów razem? Legendarny trener, pomysłodawca nowej jednostki czasu "jedna Wenta", przymierza się do prezesury w Związku Piłki Ręcznej, podobne zamiary ma kapitan i bramkarz słynnej reprezentacji. To byłby fajny duet, już nie w dresach z białym orzełkiem, a w garniturach. Wencie średnio wyszła prezydentura Kielc, ale grał z kolegami, którzy częściej podawali do rywala niż do niego, tak często bywa w samorządach uzależnionych od partii. To nie mogło skończyć się dobrze, ale teraz z niezawodnym na boisku kapitanem swojej drużyny, mógłby odzyskać sympatię ludu. Przynajmniej tego spod znaku szczypiorniaka.