"Super Express": - Polsko brzmiące
Laurent Koscielny: -... pradziadkowi, który wiele lat temu przeniósł się z Polski do Francji i osiedlił w okolicach Valenciennes. Przyjechał tu z prababcią, która też była Polką. Dopiero następne pokolenie Koscielnych przyszło na świat we Francji. Niestety, pradziadka poznać nie zdążyłem, bo umarł dokładnie w tym roku, w którym ja się urodziłem. Nieraz przymierzałem się, żeby odtworzyć historię naszej rodziny, ale mam mało danych. Wydaje mi się, że pradziadek pochodził z okolic Krakowa, ale pewności nie mam.
- Francuscy dziennikarze przekonują, że któregoś dnia będziesz wystarczająco dobry, aby grać dla Francji, ale teoretycznie mógłbyś dzięki polskim korzeniom wybrać też Polskę. Jesteś zainteresowany?
- No pewnie. Słyszałem o przypadku Ludovica Obraniaka, który też postawił na Polskę. Francja jest wielkim piłkarskim krajem i konkurencja jest tu ogromna. Ja też nie mam pewności, że kiedyś będę tak dobry, aby grać w tej reprezentacji. Dlatego absolutnie nie chcę sobie zamykać żadnych drzwi, więc jeśli ktoś mnie zapyta, czy Polska mnie interesuje, to mówię "tak"!
- Zostałeś wybrany do jedenastki sezonu drugiej ligi, chciało cię pół ekstraklasy francuskiej. Dlaczego wybrałeś średni Lorient, a nie Marsylię lub PSG?
- Bo Lorient to dobrze poukładany klub, gdzie nie ma medialnego szumu. Chcę robić karierę krok po kroku. Umowę z Lorient podpisałem na 4 lata, ale przecież mogę odejść wcześniej. Chcę grać w wielkim klubie, jednak mam na to czas.
- W Polsce pewnie nigdy nie byłeś...
- Nie, ale chciałbym sobie zorganizować taką "podróż w przeszłość", żeby poznać ziemię moich przodków. Tym bardziej że może pewnego dnia pojawi się możliwość gry dla Polski.