Spis treści
- Kamiński o sezonie w Wolfsburgu: „Oczekuję od siebie więcej”
- Brak zaufania? Tak wyglądały relacje z trenerem „Wilków”
- Transfer coraz bliżej? „Jest parę klubów bundesligowych”
- Reprezentacja Polski: apetyt na więcej
- Kadra bez Lewandowskiego? „Gotowi, by wygrywać”
- Tytuł dla Lecha: „Moja dziewczyna się przestraszyła”
Kamiński o sezonie w Wolfsburgu: „Oczekuję od siebie więcej”
„Super Express”: - Gdyby miał pan jednym słowem określić miniony rok w pańskim wykonaniu, jakie byłoby to słowo?
Jakub Kamiński: - Średni. Oczekuję od siebie więcej, niż 22 mecze ligowe w Wolfsburgu, cztery pucharowe i sześć gier w reprezentacji… Bardziej – wydaje mi się – zyskałem w kadrze niż w klubie, choć przecież byłem bardzo dobrze przygotowany. To nie był przypadek, że nawet trener Ralph Hasenhüttl mówił o mnie: „wygrany okresu przygotowawczego. Ale potem przymusowe skakanie po różnych pozycjach boiskowych, brak stabilizacji i fakt, że cały zespół nie wyglądał dobrze sprawiło, że nie udało mi się więcej „wycisnąć” z tego sezonu.
- Myślałem, że użyje pan raczej słowa „pechowy”!
- Coś w tym jest. Gdy tylko dostawałem szanse, od razu pojawiały się kontuzje.
A to zaskoczenie! Tak spędza urlop kadrowicz Probierza. Żadne palmy i luksusy
- Dziwne czasami: ot, choćby złamany palec u dłoni…
- Albo mocne stłuczenie stopy, przy którym przez dwa tygodnie nie chciał schodzić obrzęk i nie mogłem w ogóle kopnąć piłki. Cóż, było jak było. Trzeba patrzeć do przodu i zakończyć ten sezon dwoma zwycięstwami z reprezentacją.
- No tak. Akurat marcowe wspomnienia z kadry pan ma zupełnie niezłe. Pytanie przekorne: czy nie jest tak, że po prostu był pan najlepszy wśród przeciętnych?
- Oczywiście, że – z całym szacunkiem do rywali z Litwy czy Malty, bo przecież każdy z graczy tych drużyn daje z siebie maska w reprezentacyjnej koszulce – mamy jednak zespół z wyższej półki Ale mimo wszystko trzeba było zagrać na poziomie takim, jaki ja pokazałem w tych meczach. Sam sobie też udowodniłem, że stać mnie na to, by robić różnicę nawet w reprezentacji i dawać jakość na boisku. Szkoda, że to się nie zakończyło choćby jedną moją bramką, bo dałaby mi jeszcze więcej mocy.
Brak zaufania? Tak wyglądały relacje z trenerem „Wilków”
- „Wycisnę tyle, ile się da w Bundeslidze” – mówił pan, ruszając po marcowych meczach kadry do Wolfsburga. Ma pan wrażenie, że się udało?
- Naprawdę liczyłem po tych dwóch spotkaniach, że minut u trenera Hasenhüttla dostanę więcej. Byłem strasznie naładowany, a klubowej drużynie przecież mnie szło w lidze. W realiach Bundesligi z reguły oznacza to zmiany: więcej szans dostają wtedy ci, którzy do tej pory trzymani byli „w gotowości”. Ale ja nie dostałem… Odżyłem dopiero w dwóch ostatnich kolejkach, u trenera Bauera z drużyny U19, który dwa razy dał mi miejsce w wyjściowym składzie. A że na prawej obronie? Cóż, pokazałem, że mogę dobrze wyglądać i na tej pozycji.
- Pamiętam, że zawsze bardzo chwalił pan trenera Hasenhüttla – m.in. za jego podejście do zawodników, za rozmowy. A potem coś się posypało?
- Zacznę od tego, że już rok temu miałem z VfL odejść. Ale to po jego słowach: „Przyjedź, potrenuj, zobaczymy jak będzie”, postanowiłem zostać, mimo ofert z Bundesligi. Potem posypały się kontuzje w zespole i już nie było wyjścia. „Musisz zostać. Jesteś jakościową postacią, wygranym okresu przygotowań” – słyszałem. Bardzo chciałem to przełożyć na ligę, ale jeżeli się trenuje cały okres przygotowawczy na lewym i prawym wahadle bo zespół gra trójką stoperów, a potem przychodzi pierwszy mecz – na dodatek z Bayernem – a ja jestem ustawiany na lewej obronie w ustawieniu czwórką w obronie... To jednak inna gra, inne zadania. Owszem, ja zawsze chcę wycisnąć maksa na każdej pozycji, ale po prostu brakowało mi stabilizacji. W całym sezonie zagrałem na sześciu pozycjach: prawa i lewa obrona, prawe i lewe wahadło, prawy i lewy skrzydłowy… 22 mecze ligowe i 1100 minut – może nie najgorszy wynik, ale zero bramek i raptem dwie asysty w lidze i dwie w pucharze - to nie jest satysfakcjonujące dla mnie.
- Jakby nie patrzeć, dużo mniej tego wszystkiego niż w debiutanckim sezonie…
- Cóż, wtedy było zaufanie trenera Kovaca i była stabilizacja: większość meczów grałem na lewym skrzydle – jak w Lechu i wyglądało to super. Takiego zaufania zabrakło i regularnej gry na kjednej pozycji zabrakło w drugim i trzecim sezonie.
- Nie było okazji o tym powiedzieć trenerowi?
- Hm… Może jest w tym trochę mojej winy, że sam nie wyszedłem z inicjatywą, by z nim w cztery oczy porozmawiać. Ale im dalej w las, tym bardziej miałem wrażenie, że trener Hasenhüttl bardziej ufa tym, którym chciał zaufać. Zimą, kiedy przyszli zawodnicy mogący grać na „moich” pozycjach, byłem bliski odejścia…
Transfer coraz bliżej? „Jest parę klubów bundesligowych”
- Do Olympiakosu?
- Też była taka oferta, ale jeszcze bliżej był klub z Bundesligi. Tyle że ostatecznie trener na moje odejście się nie zgodził.
- A teraz te zimowe oferty wciąż są ważne?
- Jest parę klubów bundesligowych w grze.
- To dobrze?
- Nie zamykam się na inne kierunki – Włochy czy Hiszpanię, ale jeśli będzie dobra opcja z Bundesligi, to chętnie się ku niej skłonię. Inna rzecz, że trzeba się będzie z VfL dogadać w sprawie transferu.
- Krótko o sezonie całej drużyny „Wilków”?
- Zawiedliśmy – trzeba to sobie powiedzieć wprost. Z taką jakością piłkarzy, jaką miał Wolfsburg, i z takim budżetem, powinno być dużo lepiej.
Reprezentacja Polski: apetyt na więcej
- A z Biało-Czerwonymi i ich grą – mimo zdobycia sześciu punktów w dwóch meczach eliminacyjnych – też powinno być lepiej?
- Zdecydowanie powinno być lepiej. Nie oszukujmy się: wy, dziennikarze, oczekujecie lepszej gry, kibice oczekują lepszej gry, my sami oczekujemy lepszej gry. Miejmy nadzieję, że się przebudzimy i nasza gra będzie wyglądała na miarę naszych możliwości. Mamy zawodników, którzy grają w bardzo dobrych klubach, trzeba to teraz pokazać na boisku.
- Wrzucę panu inny problem do rozwiązania: lepiej mieć sześć punktów po takiej grze, jak z Litwą i Maltą, czy dobre recenzje za styl gry, ale bez kompletu „oczek”?
- Pamięta pan mecz ze Szkocją? Nie wyglądało to źle, gra była otwarta, dużo sytuacji z jednej i z drugiej strony, a skończyło się, jak się skończyło. Więc chyba wybiorę te sześć punktów, niezależnie od stylu. Chciałbym, żeby on był lepszy, byśmy strzelali więcej bramek, ale wolę chyba w takim stylu wygrywać i awansować na mundial, niż słyszeć, że graliśmy super w eliminacjach i szkoda, żeśmy nie awansowaliśmy…
Oskar Repka – debiutant w drużynie Probierza. „Tata zapłakał z radości” [ROZMOWA SE]
- Jest pan Ślązakiem z krwi i kości, a przed nami mecz na Stadionie Śląskim. Jakieś szczególne wspomnienia związane z tym obiektem?
- Jako dzieciak, piłkarz Szombierek, grywałem mecze na bocznym boisku ze sztuczną trawą, przeciwko KS Stadion Śląski. Na głównej murawie zagrałem w meczu młodzieżówki z Bułgarią. W „dorosłej” reprezentacji będzie to mój pierwszy mecz tutaj. Choć… niemal pięć lat temu mogłem tu zadebiutować. Dostałem wtedy, w wieku 18 lat, powołanie od Jerzego Brzęczka na towarzyskie spotkanie z Ukrainą i na Ligę Narodów z Holandią – oba mecze grano w Chorzowie. Ale kilka dni wcześniej odnowiła mi się kontuzja mięśnia dwugłowego.
- W VfL pańskim kolegą klubowym jest Kamil Grabara. Rozmawialiście przed powołaniami na temat kadry?
- Kamil ma do tego jasne podejście: co ma być, to będzie. Daje z siebie wszystko, jest w tym sezonie, moim zdaniem, jednym z lepszych bramkarzy w Bundeslidze. Dorównuje poziomem bramkarzom, którzy są w tej reprezentacji.
Kadra bez Lewandowskiego? „Gotowi, by wygrywać”
- Jaka będzie ta kadra bez Roberta Lewandowskiego?
- Będzie go brakować, skoro to kapitan i lider naszej reprezentacji. Ale ja zawsze powtarzałem, że nie możemy cały czas liczyć tylko na Roberta. Ma już 37 lat i nie możemy oczekiwać, że będzie przyjeżdżać na każde zgrupowanie, niezależnie od urazów i stanu zdrowia – nawet jeżeli do tej pory zdarzało mu się nawet grać z kontuzją. Inni muszą być gotowi, by się na jego pozycji pokazać, a my – jako drużyna – na to, by wygrywać i bez niego
Lewandowski nie dotrze na mecze reprezentacji. Ekspert się nie patyczkuje z kapitanem
- Ileś wspólnych meczów zagraliście już z „Lewym” w tej kadrze. Nie ma pana wrażenia, że jego obecność na murawie dla niektórych kolegów była swoistym alibi?
- Myślę, że niektórzy mogą mieć z tyłu głowy myśl, iż największa presja spoczywa właśnie na Robercie. Że na nim skupiają się kibice, dziennikarze, no i rywale. Że wszyscy i tak będą patrzeć głównie na niego.
Michał Probierz skomentował nieobecność Lewandowskiego na zgrupowaniu kadry. Zero kontrowersji?
- I ci niektórzy myślą sobie: „Nie muszę podejmować ryzyka, Robert załatwi wszystko za mnie”?
- Mam nadzieję, że to nie jest powszechny sposób myślenia. Każdy powinien patrzeć na siebie; na to, ile może dać drużynie.
Tytuł dla Lecha: „Moja dziewczyna się przestraszyła”
- Oglądał pan ostatnią kolejkę ekstraklasy?
- Wracałem akurat z krótkiego wypadu do Szwajcarii. Zatrzymałem się na stacji i oglądałem końcówkę meczu Lecha. Wcześniej – z powodu nerwów – nie chciałem oglądać całego spotkania. Ale i te 3-4 ostatnie minuty wystarczyły, by moja dziewczyna się przestraszyła – tak bardzo waliło mi serce z emocji. A potem niemal mi stanęło, gdy Piast w 92. minucie miał okazję na gola! Musiałem wyjść z auta, pooddychać świeżym powietrzem! Radość była wielka, bo do dziś mam kontakt z prezesem Rutkowskim, z dyrektorem Rząsą, z fizjoterapeutami, no i z chłopakami oczywiście. Teraz czekam na Ligę Mistrzów w Poznaniu!
Gwiazdy na meczu Polska - Malta
