Polak dowodzi Niemcami

2008-10-29 7:00

Nasi zachodni sąsiedzi, w przeciwieństwie do Leo Beenhakkera, bardzo cenią Artura Wichniarka (31 l.). W ostatnim meczu ligowym polski napastnik Arminii Bielefeld nosił opaskę kapitana, a zaraz po spotkaniu dostał propozycję nowego lukratywnego kontraktu.

"Wichniar" swoją grą i bramkami sprawił, że Arminia chce go mieć u siebie... na zawsze.

Czy powróci do Polski?

- Mój obecny kontrakt z Arminią obowiązuje do czerwca 2009 roku, ale klub już mi zaproponował przedłużenie umowy o kolejne trzy lata - zdradza "Super Expressowi" Wichniarek. - A to nie wszystko! Bo i później miałbym zagwarantowaną pracę w klubie. Najprawdopodobniej jako skaut wyszukujący młodych piłkarzy. Niewykluczone, że na polskim rynku - dodaje.

Podpisu na nowej umowie Polak jeszcze jednak nie złożył.

- To wymaga głębokiego namysłu, bo taka decyzja dotyczy nie tylko mnie, ale całej mojej rodziny - przyznaje. - Starsza córka ma już dziewięć lat, być może to dla niej ostatni moment na powrót do Polski... - zastanawia się Artur.

Teoretycznie nie można wykluczyć powrotu Wichniarka do Polski. Jego były trener, a obecnie szkoleniowiec Lecha Poznań Franciszek Smuda, powiedział niedawno, że po Artura poszedłby do Niemiec nawet na kolanach.

- Miłe słowa, ale nie wiem, czy to możliwe - ma wątpliwości piłkarz. - Trzeba za mnie zapłacić około 4,5 miliona euro i boję się, że Lecha nie stać na taki wydatek - dodaje.

Zapisał się w historii klubu

Tymczasem niemieckie media przekonują, że Artur lada moment podpisze nową umowę z Arminią. Czemu właścicielom klubu tak zależy, żeby Polaka zatrzymać na stałe w Bielefeld?

- Bo w Niemczech to normalne, że zatrzymuje się piłkarzy, którzy dużo zrobili dla klubu. Nie chcę się chwalić, ale ja już zapisałem się w historii Arminii - tłumaczy. Szacunek, jakim cieszy się w Bielefeld, to niejedyny powód, dla którego raczej do polskiej ligi nie wróci.

- Przeraża mnie, że w Polsce nie potrafimy sobie poradzić z korupcją. W Niemczech w aferę z ustawieniem meczów było zamieszanych kilkanaście osób, a trzy dostały wysokie wyroki. U nas zatrzymano ponad 150 osób, a nikt nie poszedł do więzienia - dziwi się Wichniarek.

Najnowsze