"Super Express": - Czy Wayne Rooney to najgroźniejszy piłkarz reprezentacji Anglii?
Tomasz Kuszczak (30 l., Brighton): - Od razu pytanie z grubej rury. Należy do grona najlepszych napastników na świecie. Można nazwać go liderem angielskiej reprezentacji. Mimo młodego wieku występuje w kadrze od wielu lat.
- Największe piłkarskie zalety Rooneya?
- Jego charyzma. Potrafi jak mało kto pociągnąć zespół w trudnych momentach, a jednym podaniem zmienić obraz gry.
- Jaki jest prywatnie: gwiazda czy jednak normalna osoba?
- Zależy dla kogo. Dla znajomych, przyjaciół i kolegów z zespołu to normalny facet. Zabawny, zna się na żartach, lubi się pobawić, pobalować, jak przystało na młodego człowieka.
- Podobno ma silny charakter....
- To chłopak, który wywodzi się z Liverpoolu, z nieciekawych rejonów tego miasta. Widać to na boisku. Jest waleczny, czasami może nawet jego gra nie jest fair. W szatni też ma dużo do powiedzenia. Mimo że jest tam pełno gwiazd.
- Jakie są wasze relacje?
- Bardzo dobre. Byłem przez wiele lat jego boiskowym kolegą. Wszyscy w Manchesterze byliśmy jak rodzina. Spędzaliśmy ze sobą dużo czasu, podróżując na mecze. Z Rooneyem czy zespołem spędzałem więcej czasu niż z rodziną. Trzymaliśmy się razem. Zapraszaliśmy się wzajemnie na rodzinne imprezy.
- Czy to prawda, że kiedyś Rooney przepowiedział, że urodzi ci się córka?
- Widział moją partnerkę w ciąży i po kształcie jej brzucha wymądrzał się, że będzie córka. I trafił! Może jest jakimś jasnowidzem. Kto wie...
- Ty dla odmiany powiedziałeś mu, że będzie miał chłopca. I również zgadłeś.
- Ale ja akurat strzelałem (śmiech). Zawsze są dwa wyjścia: córka albo chłopiec.
- Rooney jest równie szybki na boisku, jak i poza nim. Pamiętasz waszą wspólną przejażdżkę?
- Mieszkaliśmy obok siebie: ja, Rooney, Carrick i Brown, więc jechaliśmy do klubu jednym autem. Nie było sensu używać czterech samochodów. Dbaliśmy o środowisko, aby spalin było mniej (śmiech). A przy okazji oszczędzaliśmy na paliwie. Jak prowadził Wayne, to droga była przejechana dwa razy szybciej niż powinna być. Lubi sobie popędzić.
- Golf i boks to wasze wspólne pasje. Rywalizowaliście ze sobą?
- W Anglii prawie wszyscy grają w golfa. Zarówno ci, którzy umieją to robić, ale także tacy jak ja, co nie mają o tym pojęcia. Wayne wywodzi się z bokserskiej rodziny. Jak przyszedłem do Manchesteru, to na treningu założyłem rękawice i próbowałem boksować. Podszedł do mnie Wayne i powiedział: "Pokażę ci, jak to się robi". Wtedy nie wiedziałem, na co go stać. Nikt nie powiedział mi, że ma doświadczenie, że w młodości trenował boks. To, co pokazał, było imponujące.
- Doszło do sparingu między wami?
- Na szczęście nie, bo chyba by mnie wynieśli. Mimo że jestem większy i silniejszy.
- Czy kiedykolwiek pytał cię o Polskę? Zadał jakieś dziwne pytanie?
- Czy jeszcze na koniach jeździmy (śmiech). Coś w tym stylu, że wy tam nie macie samochodów, więc konno jeździcie. Ale to były żarty.
- Otworzyłeś sushi bar. Czy Anglik jest twoim najlepszym klientem?
- Otworzyłem i... zamknąłem. Był jednak taki moment, że dowoziłem chłopakom do klubu zestawy. Już pierwszego dnia miałem dużo telefonów od chłopaków z zamówieniami, od Wayne'a także. Jego żona była częstym gościem w moim barze, najczęściej zamawiała na wynos.
- Kiedyś podarowałeś Javierowi Hernandezowi różaniec od papieża Jana Pawła II. Czy miałeś okazję sprezentować coś Rooneyowi? Albo on tobie coś podarował?
- Oczywiście, że miałem taką okazję. Wiązało się to z urodzinami lub chrzcinami jego syna czy urodzinami żony, na które byłem zapraszany. On również mi coś sprezentował, ale nie mogę powiedzieć, co to było. Zostawię to dla siebie (śmiech).
- Czy przy okazji meczu z Polską miałeś kontakt z Rooneyem?
- Mogę zadzwonić do niego, ale co powiem: Bój się Polski? To poważna sprawa, bo ten mecz każdy z nas chce wygrać. Każdy walczy o trzy punkty, nie ma tutaj zabawy. Zadzwonię do Wayne'a, gdy będę w Anglii, w okolicach Manchesteru. Przed meczem i po nim na pewno jednak pogadamy.