Kamil Grosicki miał szalony ostatni dzień okienka transferowego. Specjalnie opuścił zgrupowanie reprezentacji Polski, aby dopiąć wszelkie szczegóły i przenieść się do Burnley FC. Wieczorem tego dnia wydawało się, że wszystko jest ustalone i transfer dojdzie do skutku. Po północy jasne jednak było, że Grosicki zostaje w Rennes. Francuski klub mocno utrudniał negocjacje, co wyraźnie dał do zrozumienia prezes angielskiego klubu - Mike Garlick. Co powiedział o całej sytuacji?
- Sean Dyche, Dave Baldin i ja zadecydowaliśmy, że nie będziemy walczyć o polskiego skrzydłowego na śmierć i życie, ponieważ czuliśmy, że coś takiego może mieć zły wpływ na ducha naszego zespołu. Pewnie stałbym się bardziej popularny wśród kibiców, gdybym mimo wszystko pozyskał tego zawodnika, ale nie jestem populistą i nie zostałem prezesem, by być popularnym. Zostałem nim, by wykonywać dobrą pracę dla klubu, a czasem to oznacza podejmowanie decyzji, które złoszczą niektórych kibiców - tłumaczył prezes beniaminka Premier League w wywiadzie dla "Lancashire Telegraph".