Do rumuńskiego klubu Grzelak trafił latem ubiegłego roku na zasadzie wypożyczenia ze Skody Xanthi. Jednak nie zdołał do siebie przekonać ani trenerów Steauy, ani Becaliego. Szef klubu wiele razy krytykował go, mówiąc, że nadaje się do... cyrku.
- Nie jestem jego faworytem - twierdzi Grzelak w rozmowie z "Super Expressem". - Nigdy nie powiedziałem ani nie zrobiłem czegoś, czym mógłbym podpaść. Nie pasuję mu i tyle, a jego zdanie jest najważniejsze. W podobnej sytuacji znalazł się także Bułgar Bibiszkow. Według Becaliego nie nadajemy się do Steauy.
Patrz też: Grzelak dostał po kieszeni
Becali nakazał swoim podwładnym, aby rozwiązali z Grzelakiem kontrakt.
- Zgodziłem się na to, bo nie mam zamiaru być w klubie, który mnie nie chce - twierdzi Grzelak. - Jednak upomniałem się o wypłatę zaległych pieniędzy. Obiecywali, że wszystko uregulują, lecz nie dotrzymują słowa, przedstawiciel właściciela od kilku dni nie odbiera ode mnie telefonu.
Polak został przesunięty do zespołu rezerw. Nie pojechał również na zgrupowanie do Turcji.
- Chciałem się rozstać bez robienia afer. Na tym zamieszaniu cierpi mój wizerunek jako człowieka i piłkarza. Może sprawdzają, jak jestem twardy i ile mogę wytrzymać? Jednak jeśli myślą, że padnę przed nimi na kolana, to się mylą. A z pieniędzy nie zrezygnuję! - zapowiada stanowczo Grzelak.