- Wcale to nie jest przesądzone - twierdzi Furtok w rozmowie z "Super Expressem". - Niektórzy dziennikarze nie mają o czym pisać i szukają dziury w całym. Pierwsze słyszę, że wylatuję z pracy.
- Według "dobrze poinformowanych źródeł" trener Smuda zaczął mieć wątpliwości co do pana osoby.
- Według mnie Smuda nie sugerował, że muszę odejść. W przyszłym tygodniu będę w Warszawie i ewentualnie wtedy możemy rozmawiać o mojej przyszłości.
- Pojawiły się głosy, że brakuje panu "jaj", jest pan za miękki...
- Jako Ślązak z krwi i kości jestem twardym człowiekiem. Wychodziłem już z wielu opresji na stanowisku prezesa GKS-u Katowice i niczego się nie obawiałem, nie obawiam i nie będę obawiał. Tak było zarówno na boisku, jak i poza nim. Będę bronił się zaciekle i nie mam zamiaru nikomu odpuszczać. Nie ma mowy, żebym zrezygnował ze stanowiska dyrektora reprezentacji.
- A może na zgrupowaniu w Tajlandii wydarzyło się coś, co osłabiło pana pozycję jako dyrektora?
- Ciężko mi było dogadać się z przedstawicielem firmy Sportfive, Konradem Paśniewskim. Wyjazd był organizowany przez tę firmę, więc wszystko było załatwione przez nich. Pan Konrad na pewno jest potrzebny reprezentacji, ma duże doświadczenie, zna dobrze język angielski, potrafi się wykłócić o wiele spraw. Mnie jednak także nie brakuje charakteru i nie mam żadnych kompleksów.
- Z Franciszkiem Smudą wcześniej pan nie pracował...
- Nie, dobrze mi się jednak z nim współpracuje i mam nadzieję, że tak będzie dalej. Nie ma między nami żadnego konfliktu. Nie mieliśmy czasu po powrocie, żeby wszystko przedyskutować. Jeśli coś będzie nie tak, to na pewno sobie powiemy to prosto w twarz.