Po latach wpadek możemy odetchnąć z ulgą, bo wreszcie nie musimy się wstydzić za PZPN. Ten w ostatnim czasie znacznie poprawił swoją opinię wśród kibiców, a pozytywny wpływ mają na nią też wyniki reprezentacji. Co jednak nie oznacza, że związek nie popełnia wpadek. A ostatnio przydarzyła mu się dość spora.
W minioną sobotę na PGE Narodowym Kamil Grosicki rozgrywał swój 50. mecz w narodowych barwach. Na spotkanie Polska - Rumunia był przez Adama Nawałkę wytypowany do podstawowego składu, a jeszcze przed pierwszym gwizdkiem został uhonorowany przez prezesa Zbigniewa Bońka pamiątkową paterą z okazji jubileuszu. Taka uroczysta ceremonia mogła jednak nieco zaboleć dwóch innych zawodników - Kamila Glika i Łukasza Piszczka.
Obaj tego dnia byli na stadionie - pierwszy na trybunach, bo pauzował za kartki, a drugi na murawie. I obaj w niedalekiej przeszłości obchodzili swoje jubileusze 50 spotkań w reprezentacji Polski. Dla Glika wyjątkowy był listopadowy mecz z Rumunią w Bukareszcie, a dla Piszczka pierwsze starcie tych eliminacji - z Kazachstanem. Ale żaden z nich nie został przez PZPN uhonorowany tak jak Grosicki. Można to co prawda tłumaczyć faktem, że oba te spotkania były rozgrywane na wyjeździe, ale nic by się nie stało, gdyby związek wręczył pamiątki obu tym zasłużonym przecież zawodnikom przy najbliższej nadarzającej się okazji. A taka sytuacja nie miała miejsca.
Czyżby więc Zbigniew Boniek i jego współpracownicy zapomnieli o dwóch filarach naszej kadry? Gdy dziennikarze "Przeglądu Sportowego" zapytali o to Jakuba Kwiatkowskiego, rzecznika PZPN, ten odpowiadał w dość pokrętny sposób - Będzie jeszcze okazja. Kamil na pewno dostanie takie wyróżnienie gdy trafi do Klubu Wybitnego Reprezentanta - przyznał. Z kolei dzień później przedstawiciele związku zapewnili, że zarówno Glik jak i Piszczek zostaną wkrótce uhonorowani w stosowny sposób.