Czyżby prezes chciał za wszelką cenę pokazać, że stać nas na każdego? Tak nie jest. Kulesza poinformował, że rozmawiał z Roberto Martinezem. Tylko zapomniał powiedzieć o czym i co wynikało z tej rozmowy. Martinez może byłby najlepszą opcją, ale od początku nierealną. Jest fachowcem z najwyższej półki, a swoje usługi wycenia na minimum 4 mln euro rocznie. Od początku wiadomo było - sprawdziliśmy u dziennikarzy z Belgii – że będzie chciał 4-letni kontrakt, co potwierdziło się w umowie z federacją portugalską. Czyli trzeba byłoby mu zapłacić 16 mln euro, co daje 75 mln złotych, a przy spadającym kursie złotówki może dać więcej. Nie stać nas na taki wydatek, bo z takimi pieniędzmi można pomyśleć o budowie potrzebnego w Polsce ośrodka piłkarskiego dla reprezentacji, na co zwrócił uwagę Jan Tomaszewski na łamach SE. Wydaje się, że Kulesza traci czas na wypuszczanie nazwisko kolejnych kandydatów. Poważna federacja załatwiłaby temat w tydzień albo dwa, przedłużając umowy z trenerami (Hansi Flick w Niemczech) albo zatrudniając nowych – wspomniany Martinez. Im szybciej prezes Kulesza to zrobi, tym lepiej. Również dlatego, żeby nowy selekcjoner nie powiedział w marcu, że miał mało czasu na przygotowanie drużyny. Paradoksem będzie, jeśli to nie Kulesza ale jego poprzednik Zbigniew Boniek, mający wielkie pragnienie istnienia w polskiej piłce, ogłosi nowego selekcjonera, podając jego inicjały w mediach społecznościowych.
Super Okiem
Styczniowy teatrzyk PZPN-u czyli wybór selekcjonera po polsku [NASZA OPINIA]
Drugi rok z rzędu PZPN funduje nam w styczniu przedstawienie pt. "Wybór selekcjonera". Dla niektórych wydaje się to ciekawe, dziennikarze mają o czym pisać. Ale rzucanie kolejnych nazwisk kandydatów przez prezesa Cezarego Kulesza i jego współpracowników jest już farsą.