Smuda szuka czarnego konia

2010-01-15 5:00

Franciszek Smuda (62 l.) wyleciał wczoraj z kadrą na swoje pierwsze zagraniczne zgrupowanie. Jeszcze kilka miesięcy temu selekcjoner mówił, że ten wyjazd jest trochę bez sensu, ale potem zmienił zdanie i liczy na to, że dwóch - trzech piłkarzy będzie objawieniem turnieju o Puchar Króla Tajlandii.

"Super Express": - Co panu da taki wyjazd? Nie mógł pan powołać najlepszych, w kadrze jest kilku przypadkowych graczy, zagramy z egzotycznymi rywalami…

Franciszek Smuda: - Na początku też byłem przeciwny, ale potem pomyślałem, że jednak każda okazja dobra, żeby się przyjrzeć niektórym graczom. Podnieca mnie stawianie na takich, na których wcześniej nikt jeszcze nie stawiał, na których nikt nie liczył w poważnej piłce. Mam nadzieję, że na tym zgrupowaniu 2-3 takich czarnych koni mi wyskoczy. Jeśli kilku z tej listy zostanie w reprezentacji na dłużej, to całe to zgrupowanie się zwróci.

Przeczytaj koniecznie: Smuda zrezygnuje z Rogera?

- Będzie okazja do przetestowania duetu środkowych obrońców, Glika i Sadloka. Niektórzy mówią, że to może być nasza silna broń na EURO.

- Spokojnie, przecież u mnie Glik jeszcze żadnego meczu nie zagrał. Przed nim sporo roboty, ale chcę mu się przyjrzeć.

- Menedżer próbuje go wytransferować do Anglii, do Fulham. Nie za wcześnie na taki wyjazd?

- Jak Glik czuje się mocny, to niech jedzie. Tylko że ja ostrzegam, i to nie tylko jego, ale i innych naszych młodych graczy: patrzcie na to, czy będziecie tam grać, żeby was nie zgubiło myślenie o kasie. Bo ja "rezerwistów" do kadry powoływać nie będę. I jeśli taki jeden z drugim wyjadą, to może i zarobią, ale bez gry miejsce w reprezentacji stracą na pewno.

Czytaj dalej >>>


- Do wyjazdu szykuje się też Robert Lewandowski. Jest gotowy?

- On akurat tak. "Lewy" łyknął trochę doświadczenia w europejskich pucharach, "otrzaskał się" w meczach z mocnymi, więc wie, czym to się je. O niego jestem w miarę spokojny. Może wyjeżdżać.

- W kadrze na ten wyjazd ma pan też Patryka Małeckiego. To bardzo krnąbrny piłkarz, a to obrazi rywali na boisku, a to skrytykuje swojego trenera. Okiełzna pan taki "wulkan"?

- Ja to już miałem z nim dwie rozmowy wychowawcze, więc wie, czego wymagam. Wulkanem to on może sobie być, ale na boisku. Poza nim nie ma sensu tak się rzucać. Wielką gębą niczego nie wygra.

- O ile powołania Sadloka, Glika, Lewandowskiego czy Małeckiego nie dziwią, o tyle trudno obronić decyzję o sięgnięciu po Mariusza Pawełka. Przecież ma opinię ligowego fajtłapy.

- A tam, od razu fajtłapy. To, że mu się przydarzyło kilka kiepskich interwencji, w moich oczach go nie skreśla. Mogłem niby wziąć tego Sandomierskiego z Jagiellonii, ale on w ostatnich meczach tam nie bronił, bo do bramki wskoczył Szamotulski.

- Ten region Tajlandii, do którego się wybieracie, słynie z ostrej kuchni. Popróbuje pan miejscowych przysmaków?

- Nie bardzo. W Tajlandii będziemy mieli swojego kucharza. A ostro to ma być, ale na boisku.

- W planie jest jeden trening dziennie, a to znaczy, że piłkarze będą mieli sporo wolnego. Da im pan pojeździć na słoniach? To jedna z ulubionych atrakcji turystów w Tajlandii…

- Na słoniach to może i piłkarze pojeżdżą, ale na tych duńskich, tajskich i singapurskich. Mamy tam trzy mecze i to niech rywale służą naszym za słonie. Jak ich "ujeździmy" na boisku, to będę zadowolony (śmiech).

Najnowsze