Urodził się w Warszawie, tam zaczynał przygodę z piłką, ale potem spędzał życie głównie w Łodzi (jest legendą ŁKS-u) i USA. Zwiedził kawał Ameryki, grał m.in. w New York Cosmos, gdzie spotkał m.in. Pelego, Beckenbauera i Neeskensa. - Jestem warszawiakiem, ale przywiezionym z kapustą na targ. Mama nie chciała rodzić mnie w powiatowym szpitalu, więc pojechała do Warszawy - wspominał po latach, w swoim stylu.
Był doskonałym dryblerem, lewą nogą mógłby wiązać krawaty. Potrafił jednak nie tylko grać, ale też pięknie mówić. Dobrze też pisał i opowiadał o karierze. Swego czasu tworzył felietony dla "Super Expressu". Dyżurny dziennikarz działu sportowego raz w tygodniu telefonicznie odbierał od niego tekst, co było wyjątkowym przeżyciem, bo oprócz samego felietonu pan Stasiu częstował garścią anegdot. Słuchało się go doskonale.
I na boisku, i w życiu nie dał sobie w kaszę dmuchać. Brał udział w słynnej aferze na Okęciu, kiedy wraz ze Zbigniewem Bońkiem i Władysławem Żmudą stanął w obronie Józefa Młynarczyka, który według świadków miał być pijany tuż przed wylotem na mecz eliminacji MŚ z Maltą. Został za to (wraz z pozostałą trójką) wyrzucony z kadry.
"Jak się ma ojca lwowiaka, a matkę Kaszubkę, to z takiego związku nie mógł urodzić się pierdoła, ktoś, kto nie poradzi sobie w życiu. Już prędzej takie ziółko jak ja" - pisał Terlecki w swojej autobiografii "Pele, Boniek i ja".
Gdyby zrobił karierę na miarę talentu, byłby dziś stawiany w gronie największych legend polskiej piłki. Nigdy nie pojechał jednak na wielki turniej (miał być w kadrze na MŚ 1978, ale doznał poważnej kontuzji), nie zagrał w czołowym europejskim klubie.
Skończył studia, był historykiem. Wśród piłkarzy był wyjątkiem - wykształcony, obyty, inteligentny. W ostatnich latach niestety mocno się pogubił. Stracił pieniądze, żył w fatalnych warunkach (najpierw w Pruszkowie, potem w Łodzi), pił, był częstym gościem szpitali psychiatrycznych. Pokłócił się też z synem Maćkiem.
- Lubię pić - mówił "Super Expressowi". - Jeśli ktoś nie może wyobrazić sobie dnia bez alkoholu, to jak go można nazwać? Alkoholikiem. Jestem uzależniony. Moje zachowanie to efekt i alkoholu, i przyjmowania leków. Nieraz faszerowałem się lekarstwami, żeby zapomnieć o wszystkich problemach.
Zostawił czworo dzieci - Tomasza, Maćka, Stanisława juniora i Annę. Stasiu, będzie nam ciebie brakować!
Zobacz także: Stanisław Terlecki nie żyje. Miał 62 lata