W wyjściowym składzie na mecz z Litwinami znalazł się bramkarz Lechii Gdańsk Sebastian Małkowski (24 l.), który w polskiej Ekstraklasie rozegrał zaledwie 10 spotkań. Już w pierwszej połowie Smuda żałował tej decyzji. Wprawdzie Małkowski nie był winowajcą dwóch straconych goli, ale można było odnieść wrażenie, że bramkarz klasy Artura Boruca czy Tomasza Kuszczaka te strzały by obronił. Niestety, obu piłkarzy selekcjoner skreślił...
Przeczytaj koniecznie: Franciszek Smuda: Dla Polski trzeba wypruwać flaki
- Nieważne, że Litwa zagra bez kilku podstawowych piłkarzy. Jak dla mnie, to możemy zagrać choćby z kelnerami - mówił przed tym meczem Smuda.
Murawa dobra tylko dla Litwinów
Jak się okazało, podczas spotkania rolę tych kelnerów przejęli Polacy. Biało-czerwoni kompletnie nie radzili sobie zarówno z rywalami, jak i fatalną murawą stadionu w Kownie. W meczu z Litwą najbardziej zawiódł Arkadiusz Głowacki, którego "Franz" widzi ostatnio w pierwszym składzie. Obrońca Trabzonsporu zawalił obie bramki i choć powinien być zmieniony już w przerwie, grał do końca.
Zmiany, których dokonał w przerwie Smuda, nic nie dały. Sławomir Peszko, który wrócił do kadry po półrocznej przerwie, do gry niczego nie wniósł. Podobnie jak Kamil Grosicki, który zmarnował najlepszą okazję do strzelenia gola (stał metr przed pustą bramką i trafił w słupek).
Patrz też: Franciszek Smuda o Małeckim: Oczekuję od niego innego podejścia - GŁOSUJ
Kibice przynieśli wstyd
Jeszcze większy wstyd niż piłkarze przynieśli nam wczoraj kibice. Już przed meczem grupa debili rozpoczęła regularną bitwę z policją. W ruch poszły krzesełka, barierki i kamienie. Przez chwilę można było poczuć się jak na... wojnie, bo litewska policja nie patyczkowała się z awanturnikami i potraktowała ich gazem łzawiącym. 10 chuliganów zatrzymano. Delegat UEFA zagroził przerwaniem spotkania, ale mimo wciąż trwających burd, dograno mecz do końca.