Przyjście Leona było wydarzeniem jeszcze zanim nawet rozegrał minutę w meczu PlusLigi. Niewielu spodziewało się, że pod jego batutą lublinianie aż tak rozwiną skrzydła. Mnóstwo wątpliwości dotyczyło choćby jego strony fizycznej, bo poprzedni sezon przed przyjściem do Polski Wilfredo miał znaczony urazami. Szefowie Bogdanki podejmowali spore ryzyko, kontraktując siatkarza, z którym trzeba się obchodzić jak z jajkiem. Ryzyko się jednak opłaciło, a umiejętnie prowadzony przez sztab gracz odpłacił się najpiękniej jak potrafił. – Na ten rok praca była wystarczająca, by być zadowolonym indywidualnie oraz w drużynie i by publiczność też miała powody do radości – skomentował Leon po odebraniu efektownego trofeum przedstawiającego piłkę do siatkówki oraz uderzającą w nią dłoń.
Tomasz Fornal na pełnym luzie: będzie jak Lewandowski i Zmarzlik. Został… ambasadorem
– Cieszę się i mam nadzieję, że moja gra pozwala ludziom zakochać się w siatkówce. Dawno nie miałem takich odczuć, że mogę spokojnie zagrać sezon od początku do końca, prawie bez przerw – przyznał Leon, nawiązując do poprzedniego roku, w którym opuścił wiele meczów we włoskiej lidze z powodu przeciążeniowych dolegliwości. – Wiem, że było ciężko i że różni ludzie wypowiadali się, czy będę w stanie to zrobić, czy nie. Trochę krytyki się też pojawiło. Zawsze jednak powtarzam, że ona wyzwala u mnie moc. Tę moc, której mi nie brakuje na koniec sezonu – zapewnił i nie ukrywał, że ciężar sławy w Polsce trochę go czasami przytłacza.
Polskie siatkarki już wszystko wiedzą. Stefano Lavarini ogłosił przed Ligą Narodów
– To jest wielka radość, ale też wielki kłopot. Jeśli akurat jestem w centrum handlowym, czy na ulicy i trochę się spieszę, a ludzie mają nadzieję, że znajdę chwilę, wszyscy chcą zdjęcie, kilka słów i tak dalej, to się nie zawsze uda. Przepraszam za to, jestem tylko jeden i też czasami gdzieś jestem umówiony, a nie lubię się spóźniać – wyjaśnia Wilfredo. – Jednak czuć tę miłość kibiców. To, co robimy jako zawodnicy jest uwielbiane przez fanów i o to chodzi. Każdy podchodzi tu z pasją do siatkówki i do nas, aktorów widowiska. W tym sezonie byłem w szoku, bo nigdy życiu nie widziałem tylu widzów, za każdym razem była pełna hala. Mam nadzieję, że tak będzie dalej – cieszy się Leon.
Wilfredo Leon podkreśla rolę żony w swojej karierze
I przyznaje, że nie dałby rady prowadzić życia sportowca zawodowego na topowym poziomie bez pomocy żony Małgorzaty. To na nią spada w większym stopniu opieka nad trójką dzieci, gdy tata musi odpocząć albo nie ma go w domu.
To jest właśnie ta praca, którą ma do wykonania żona. I wielki szacunek dla niej, bo to nie jest łatwe. Czasem ją poproszę, bym mógł się przespać kilka godzin. Ona wtedy zabiera dzieciaki na spacer, a kiedy wraca, mnie już nie ma, jestem na meczu, wypoczęty i naładowany energią na sto procent i mogę coś więcej dać drużynie – mówi przyjmujący Bogdanki.
Leon ma się stawić na zgrupowaniu kadry siatkarzy 2 czerwca. – Tak na sto procent to nie zdążę chyba odpocząć – nie ma wątpliwości. – Ale jakoś się jednak odpoczywa i kiedy się wróci na kadrę, będzie już pełna energia i działamy dalej. Może zresztą uda się wytargować ze dwa dni więcej wolnego z trenerem, czasem trzeba trochę w tej sprawie ponegocjować...
W drużynie reprezentacyjnej będzie w tym roku sporo nowych, młodych twarzy, dla których Wilfredo Leon ze swoim przebogatym doświadczeniem może być mentorem.
– Mam nadzieję, że tak. Będę mówił jak się tutaj pracuje, ale jest też pan kapitan (Bartosz Kurek – red.), który wszystkiego posłucha i także on będzie budował tych młodszych. Ja tylko pomagam – zastrzega skromnie Leon.
Gwiazdy Bogdanki zabłysną w kadrze? Leon komentuje
Po wielkim sukcesie Bogdanki, która zdobyła złoto detronizując m.in. Po drodze mistrza, Jastrzębski Węgiel, pokonując wcześniej Zaksę, a w finale Aluron, pojawiły się głosy, że lubelska czwórka kadrowiczów (Leon, Marcin Komenda, Mikołaj Sawicki, Kewin Sasak) może mocno namieszać w reprezentacji. Komenda, wobec nieobecności w tym sezonie pierwszego rozgrywającego Marcina Janusza (dostał wolne od drużyny narodowej), może otrzymać szansę bycia tym pierwszym.

i
– Czy Janusz będzie musiał walczyć o swoje miejsce za rok? – zastanawia się Leon. – Myślę, że za każdym razem trzeba walczyć. W kadrze nikt nie ma pewnego miejsca. Wiem, że Komenda da sobie radę i zaprezentuje wszystko, co potrafi. Wiem też, że gdy Janusz wróci, będzie chciał grać jako pierwszy. No i na pewno pojawi się rywalizacja. W kadrowej szóstce może się zdarzyć, że zagram w parze z Sawickim, bo zrobił wielki, wielki postęp, olbrzymi krok do przodu. Będzie pewniejszy siebie i o to chodziło. Kewin Sasak tez może odegrać rolę, a jeśli ja bym też się znalazł z nimi w szóstce, to byłoby super. A jak się nie znajdę, to też OK, najważniejsze, aby drużyna była w topie i żeby każdy był zadowolony, że reprezentuje Polskę – kwituje.