Wlazły to dziewięciokrotny mistrz Polski ze Skrą Bełchatów. Spędził w tym klubie aż 17 sezonów, zdobył z nim niemal wszystko, co się dało. Był twarzą polskiej siatkówki przez lata, zarówno w klubie jak i w kadrze, z którą wywalczył m.in. złoto i srebro MŚ. Karierę zakończył w 2023 roku, po 20 latach gry na najwyższym poziomie ligowym. Potem zajął się stroną psychologiczną sportu, koordynuje te działania w Treflu Gdańsk i jednocześnie studiuje psychologię – jest na trzecim roku. Dzisiaj patrzy na siatkarzy bardziej pod kątem ich strony mentalnej niż sportowej. – Oglądam teraz siatkówkę pod kątem swojej pracy, tego, co można usprawnić i też takim, co w danym momencie się mogło wydarzyć. Bardzo ważne są emocje, mimika twarzy, gestykulacja oraz mowa ciała i na tym się skupiam – opowiada Wlazły. – Czasami się łapię na tym, że nawet nie wiem, jaki jest wynik.
Semeniuka zapytaliśmy o premię za złoto siatkarskiej Ligi Mistrzów. Odpowiedź mogła zwalić z nóg
Wlazły pomaga sportowcom w radzeniu sobie z mentalnymi obciążeniami związanymi z rywalizacją profesjonalną. I jednego jest pewien: nie ma ludzi idealnych pod tym względem. – Pytanie brzmi, jaki jest poziom stresu oraz presji i jak sobie z nimi radzimy – mówi. – Bo to, że stres jest wszechobecny w naszym życiu na każdym kroku, to jest normalne, nie ma człowieka, który go nie odczuwa. Jest mniejszy, większy, pozytywny, negatywny i tyle. Kwestia jak sobie z nim radzimy w momentach kryzysowych, w napięciu, w momentach emocjonalnych. No i to akurat lubię obserwować – podkreśla Wlazły.
Polacy czołowymi gwiazdami Ligi Mistrzów! Otrzymali ważne wyróżnienia. Gratulacje!
To dlatego, kiedy ogląda mecz, zwraca uwagę przede wszystkim na reakcje siatkarzy. – Zastanawiam się, co mogło wpłynąć na daną sytuację na boisku. Mam też obok siebie psychologów, z którymi rozmawiamy i jak zauważę jakiś element, to oni albo potwierdzają coś, co zauważyłem, albo zwracają uwagę, że tak, możliwe, że tak jest jak mówię, ale zwracają mi też uwagę na inne aspekty. Mecz nie zaczyna się przy wyjściu na parkiet, na rozgrzewkę, tylko dużo wcześniej. Jeśli człowiek zda sobie sprawę, że trzeba się odpowiednio nastawić, przygotować, przemyśleć, jest mu dużo łatwiej – przekonuje legendarny zawodnik.
W siatkówce, sporcie z zasady niekontaktowym, często mamy do czynienia z walką psychologiczną przez siatkę, gestami, spojrzeniami, słowami rzucanymi do rywala po drugiej stronie boiska. Wlazły zaznacza: – Prowokacja to jest też część gry. Są ludzie, którzy w prowokacji odnajdują swój własny rytm, odnajdują ten pierwiastek, który ich napędza. Ja nie podzielam tego entuzjastycznie, by koniecznie iść w tę stronę, bo zawsze prowokacja wiąże się z dużym ryzykiem. Natomiast niektórzy nie widzą innego sposobu na nawiązanie walki i żeby podnieść swój potencjał w danym momencie, tak żeby on zafunkcjonował. Więc to dla nich jest jakiś sposób – jest przekonany Wlazły.
Wlazły ocenia zachowanie Fornala na igrzyskach
Nawiązuje do jednej ze słynniejszych sytuacji, jaka miała miejsce na bopisku siatkarskim. Chodzi o obrosłą legendą przemowę Tomasza Fornala do kolegów w trakcie przerwy w grze w niesamowitym półfinale Polska – USA (3:2) na igrzyskach w Paryżu. Fornal zachęcił kolegów do walki serią nieparlamentarnych określeń, z przekleństwami w roli głównej. Mecz zaczął się w niewiarygodny sposób odwracać na korzyść mocno krwawiących Polaków.

i
– Nie wszyscy są Tomkami Fornalami, którzy też poniekąd przez prowokację z różnymi zawodnikami szukają poprawy skuteczności – przyznaje Wlazły. – Natomiast on po prostu jest też kompletnym graczem. Ale nie wszyscy są tacy. Każdy ma indywidualną osobowość i pytanie, czy ktoś ma na tyle determinacji i na tyle dużo porażek w swoim życiu, na których się nauczył, bo porażki najbardziej rozwijają, że stał się bardziej odporny na wiele rzeczy.
Na pytanie „SE” jak odebrał owianą już legendą przemowę Fornala na IO 2024 ("Dawać, ku***, napie***lamy się z nimi, ku***!"), Wlazły odpowiada:
Każdy bodziec jest dobry. Jeżeli zadziałał, a z tego co widzieliśmy zadziałał, to super. Natomiast ciekawe, czy zadziałałby drugi raz. Akurat w tym momencie, w danej chwili, to poskutkowało. Chwała mu za to, że wtedy powiedział to, co powiedział. Inna rzecz, że w tamtym meczu zmienił się obraz gry, bo paru zawodników nieszczęśliwie dla nas doznało kontuzji. Więc Tomek zrobił jedno, ale też było wiele innych czynników, dzięki którym wygrali. Ja nie pamiętam takiego meczu, czy żebym występował w podobnym spotkaniu. Nie pamiętam w ogóle, żebym widział w życiu taki mecz. To był mecz przegrany, który wygrali i to im dało szansę na bycie w finale olimpijskim. Myślę, że warto bardzo podkreślać to, że jesteśmy wicemistrzami olimpijskimi, bo tak długo czekaliśmy na ten medal, a była też możliwość, by tego medalu nie było. To jest ogromne osiągnięcie i mam nadzieję, że niejedną chwilę taką jeszcze w życiu przeżyję – mówi Mariusz Wlazły.
Była gwiazda kadry i światowej siatkówki widzi też gigantyczny postęp, jaki się dokonał przez ostatnie 25 lat, czyli od 2000 roku, gdy ruszaliśmy w Polsce z profesjonalną ligą. Doszło do tego, że polskie męskie kluby rządzą w Europie, ostatnio pięć razy z rzędu grały w finale Ligi Mistrzów, pojawiają się też w finałach pozostałych pucharów.
– Pukaliśmy zawsze do tych drzwi, pukaliśmy, aż wreszcie zostały wyważone – zauważa Wlazły. – Trzeba podkreślić rolę młodych graczy, którzy przyszli w czasach sukcesów i dobrobytu siatkarskiego. Są na szczycie nie chcą z niego spaść. Nie przeżyli drogi na ten szczyt. Są urodzonymi mistrzami, mówiąc w pewnym cudzysłowie. A my byliśmy ludźmi, którzy chcieli być mistrzami. Gdyby ktoś 20 lat temu powiedział, że będziemy rozdawać karty w siatkówce na arenie międzynarodowej, wielu popukałoby się w głowę. Cieszę się, że dożyliśmy czasów, iż to z nami się muszą liczyć, a nie odwrotnie. To miłe, ale również niebezpieczne, bo trzeba cały czas pracować i pilnować jakości szkolenia młodzieży, klubów, ligi, zawodników grających w PlusLidze. To się bezpośrednio przekłada na reprezentację – kończy legendarny siatkarz.