– Można się spodziewać dużej zmiany pokoleniowej w kadrze, czy starsi zawodnicy również będą brani pod uwagę?
– Jedno jest pewne: porozmawiam z graczami przed powołaniami, nie zdarzy się sytuacja, w której ogłaszam decyzję i z niej dowiadują się czy się załapali. To dotyczy także Michała Kubiaka, kapitana kadry. Są zawodnicy, którzy od początku pojawią się w kadrze, ale mogą nie dotrwać do igrzysk w Paryżu. I odwrotnie, tacy, którzy dołączą później, ale dostaną olimpijską szansę. Włosi ostatnio musieli postawić na młodzież, ale ja sądzę, że jeśli chcesz wygrać, musisz dobrać najsilniejszych siatkarzy, jakich masz. Na pewno mamy długą perspektywę igrzysk w Paryżu, ale to nie znaczy, że nie chciałbym wygrać już w tegorocznej Lidze Narodów. Każdy, kto jest częścią drużyny narodowej, musi dać z siebie sto procent. Nie zamierzam skreślać bardziej doświadczonych i zaczynać czegoś od nowa, młodsi muszą się mieć od kogo uczyć. Wcale nie wykluczam, że za trzy lata któryś z obecnych juniorów może pojechać na igrzyska do Paryża.
Nowy trener polskich siatkarek Stefano Lavarini dla „SE”: Joanna Wołosz chce wrócić [WYWIAD]
– Co pan sądzi o Kubiaku?
– Kocham go. Nie tak jak myślicie (śmiech)... Jako gracz jest niesamowity. Nigdy nie graliśmy przeciwko sobie, bo jest młodszy ode mnie. To urodzony lider. Zrobił wiele dla polskiej kadry, jest ikoną tej dyscypliny. Nie wiem na sto procent czy będzie na liście powołanych ani na sto procent, że się na niej nie znajdzie. Muszę odbyć wiele rozmów z poszczególnymi reprezentantami i przekazać swoją wizję. Mam do zbudowania system, sztab i gracze muszą go poznać. Na pewno przeprowadzę rozmowy wideo z podopiecznymi.
– Kubiak jest uważany za generała w zespole. Jeśli go zabraknie, kto mógłby zająć jego miejsce? A może generałem może być jedynie pan?
– Nie potrzebuję w zespole narodowym żołnierzy, potrzebni mi są wojownicy. Tacy, którzy pójdą na wojnę i będą się bić, jak Spartanie. Takie musi być podejście i energia, jakiej wymagam. Jeśli nie chcesz mi tego dać, lepiej żeby cię tu nie było. Nie akceptuję graczy uprzywilejowanych. Urodzeni liderzy, motywujący pozostałych, owszem, tego typu postacie na pewno są przydatne. No bo co będzie, jeśli zabraknie nagle tego kogoś typowanego na „generała”? Wtedy nastąpi to, co miało miejsce na igrzyskach w reprezentacji Polski: jak nie ma Kubiaka, to nie damy rady wygrać. Tak nie może być, bo jeśli nie ma Kubiaka, to jest Semeniuk, jeśli nie ma Semeniuka, to jest Śliwka, jeśli nie ma Śliwki, to jest Fornal, jeśli nie ma Kurka, to jest Kaczmarek i tak dalej. Nie da się powiedzieć: „ty będziesz liderem”. Do tej roli dorasta się, ona przychodzi z czasem, to spontaniczny proces. Znam przypadki, że trener arbitralnie ustawiał rozgrywającego w takiej roli. Po czym cały zespół znienawidził tego faceta...
Czy Nikola Grbić nauczy się polskiego? Mamy konkretną deklarację nowego trenera kadry siatkarzy
– Widzi pan konieczność konsultacji z poprzednim trenerem kadry, Vitalem Heynenem?
– Nie znam się dobrze z Heynenem. Dostałem od niego tylko kilka wiadomości z gratulacjami po meczach ligowych, ale to wszystko. Nie wiem czy będę się z nim kontaktować, nie myślałem o tym, raczej nie czuję takiej potrzeby. Ale może jeszcze to zrobię, nie przesądzam tego, tylko głupi nie zmienia zdania.
– Jak bardzo przydatne jest to, że ma pan we włoskim klubie Wilfredo Leona, gwiazdę kadry?
– Kiedy po zakończeniu mistrzostw Europy Leon przyjechał do klubu, wspomniałem mu, że jest niewielka szansa, iż będę również prowadził polską kadrę. Dodałem, że jeśli tak będzie, to w ciągu najbliższych trzech lat mamy szanse wygrać wspólnie z 15 trofeów. To bardzo sprzyjająca sytuacja, że możemy współpracować. To kapitalny gość, w stu procentach oddany temu, co robi w meczu i na treningu. Mówiono mi, że system treningowy Vitala Heynena w Perugii był zupełnie inny niż mój. Ja mam swoje podejście i z niego wynika prosta zależność: nie mogę w niedzielę na meczu oczekiwać od gracza pełnej mocy i serii asów serwisowych, jeśli tego nie przepracował w ciągu tygodnia, robiąc setki powtórzeń. To są automatyczne zachowania, coś jak bycie Robocopem. Jeśli jednak nie będziesz naciskał sam na siebie, to pozostaniesz na tym samym poziomie, a inni w tym czasie cię wyprzedzą. Ludzie, którzy znają Leona z czasów gry w Kazaniu, twierdzą, że Wilfredo wrócił do poziomu sportowego z tamtego okresu. Teraz jest liderem w wielu klasyfikacjach. Mam zresztą w klubie trzy wybitne postacie: Leona, Matta Andersona i Simone Giannellego. Absolutni profesjonaliści i przy tym pozbawieni ego, skromnie wykonujący mistrzowską robotę. Nie zawsze chodzi o zdobycie 30 pkt w meczu, tylko o robienie wszystkiego dla drużyny.
– Myśli pan, by spróbować porozumiewać się w kadrze po polsku?
– Komunikacja jest ważna, ale w Zaksie dwa lata mówiłem do siatkarzy wyłącznie po angielsku i coś tam jednak wspólnie osiągnęliśmy, prawda? Ja oczywiście chciałbym móc coś powiedzieć po polsku, na przykład w wywiadzie. Bo jak bym teraz coś palnął, to nie zrozumiecie o co mi chodzi i jeszcze to napiszecie. A więc nie, na razie nie ma takiej możliwości, bym porozumiewał się w waszym języku. Rozumiem jednak polski na tyle, że jak ktoś będzie coś mi szeptał za plecami, to niech nie liczy, że nie zorientuję się, o co chodzi...
Dziesiąty raz z rzędu wygrali do zera! „Pokazaliśmy moc”
– Nie boi się pan powtórki z sytuacji z Ferdinando De Giorgim, który po odejściu z Zaksy objął polską kadrę i szybko został z niej zwolniony?
– Fefe dobre momenty przeplata słabymi. Kiedyś zwolniono go z klubu niższej ligi, po czym wygrał mistrzostwo. Mieszają się w jego trenerskiej karierze chwile wielkie z nieudanymi przygodami. Każdy trener ma swój styl pracy, ja, De Giorgi czy Heynen. Nie twierdzę, że moja filozofia będzie odpowiadać każdemu siatkarzowi. Ale zawsze próbuję z każdego zrobić lepszego gracza. Nie muszę się wszystkim podobać, ale dopóki panuje między nami wzajemny szacunek, nie widzę problemu. Jeśli ktoś próbuje coś ugrać dla siebie, kombinuje za kulisami, zatruwa atmosferę, choćby była to mała dawka trucizny, nie akceptuję tego. Jedno robaczywe jabłko psuje cały koszyk. Każdy zespół ma wewnętrzną dynamikę, którą trzeba zrozumieć. Ludzie i gracze są różni, a moim zadaniem jest przekonać każdego, że to co robię, jest w najlepszym interesie drużyny. Jeśli więc nie ma zrozumienia, ktoś nie chce się dostosować, czy ma swoje pomysły, to dojdzie do rozstania. I osobą opuszczającą reprezentację Polski nie będę ja. Może zabrzmiało to arogancko, ale tu przecież nie chodzi o mnie, ale o team. Właściwa mentalność od pierwszego dnia jest warunkiem powodzenia. Nie ma sytuacji, w których słyszę narzekania: „Nie mogę tego zrobić, nie mam na to siły, nie chcę wstawać rano do ciężkiego treningu” i tak dalej. OK, jeśli tak, to jedź sobie na wakacje z rodziną, a nas zostaw w spokoju. To jest właśnie wspomniane przeze nie wcześniej podejście wojownika. Tu nie ma miejsca na biadolenie w stylu: „Ale to śniadanie było niedobre”, „Światła na tym boisku są za ciemne”, „W tej hali jest za zimno”. Jak chcemy iść na wojnę, to nie będzie to ani przyjemne, ani komfortowe. Przygotuj się na rzeczy, których inni nie są w stanie zrobić. Bo w przeciwnym razie będziesz tylko taki jak inni, nie lepszy.
Kamil Semeniuk o Nikoli Grbiciu. „Mówi do mnie: Semen, nie tak! Wal ile fabryka dała!” [WIDEO]
– Skorzysta pan z nietypowych metod przygotowań, czegoś, do czego byliśmy przyzwyczajeni za czasów Heynena?
– Jak gracz brałem udział w rozmaitych badaniach psychologicznych i testach. Jako trener korzystałem z tego kilka razy w kadrze, głównie żeby potwierdzić odczucia, jakie miałem na temat poszczególnych siatkarzy. Jako selekcjoner kadry serbskiej nie miałem w zespole psychologa, także dlatego, że jeśli w Serbii ktoś korzysta z rad takiego specjalisty, to z miejsca jest uważany za wariata. Ja akurat miałem osobiste pozytywne doświadczenia z pracy z psychologiem, bardzo mi to pomogło. Nie będę jednak nikogo do tego zmuszał. To trochę jak z alkoholikiem. Dopóki nie przyzna, że ma problem, nikt z zewnątrz mu nie pomoże, a po kuracji i tak wróci do picia. Pewne rzeczy można załatwić poprzez rozmowy, niekoniecznie testy psychologiczne. Jeśli chcę na przykład dowiedzieć się czegoś o siatkarzu, którego chciałbym mieć w zespole, to najczęściej po prostu dzwonię do jego poprzedniego trenera. I wiele rzeczy wychodzi w takich rozmowach. Jeśli słyszę: „On nie lubi trenować”, to mi mówi wszystko.
Sebastian Świderski o wyborze Grbicia do kadry. „Miał nieprzyjemną rozmowę z szefem klubu”
– Myśli pan o złotym medalu olimpijskim...
– …może najpierw pomyślmy o przejściu ćwierćfinału (śmiech)...
– Skoro tak, to czy to polska klątwa?
– Tak, jeśli będzie się o niej ciągle myśleć. Wtedy sami nałożymy ją na siebie. W chwili, w której na boisku sprawy się komplikują, wówczas do głów zakrada się myśl: „O nie, znowu!”. I mamy problem. Kilka razy zdarzyło się to, ale ja o tym nie zamierzam myśleć. Tak jak kiedy w końcówce trzeciego seta półfinału Ligi Mistrzów w Kazaniu przy stanie 0:2 i 22:24 nie myślałem, że się nie uda i że już po nas. Nie przeszło mi to nawet przez głowę. Interesowała mnie jedynie kolejna akcja. To trzeba w sobie wypracować jako dobre przyzwyczajenie. I zapomnieć o złych.
– Były momenty, kiedy sądził pan, że nie uda się pomysł ze zgłoszeniem kandydatury z powodu stanowiska prezesa Perugii Gino Sirciego, który stawiał sprawę na ostrzu noża?
– Gdyby mi powiedział: jeśli złożysz aplikację w polskiej federacji, to wylatujesz, tobym odszedł. Nigdy nie miałem zamiaru wykazywać tym krokiem jakiegokolwiek braku szacunku dla klubu z Włoch czy samego prezesa. Tym bardziej że nigdy nie zdarzyło się, żeby klub we Włoszech wykupił trenera z innej drużyny, a to miało przecież miejsce w przypadku Perugii i Zaksy. Przyjście do Perugii było dla mnie bardzo ważne, to była wielka szansa pracy z najlepszymi siatkarzami świata. Ale moją ambicją jest też walka o złoto olimpijskie, czego oczywiście nie osiągnę w klubie. Kiedy decydowałem się na ofertę Perugii, nie wiedziałem jeszcze, że dostanę szansę starania się o funkcję trenera reprezentacji Polski. Przecież gdyby Heynen zagrał w finale igrzysk, to pewnie nadal by pracował. Z drugiej strony, nigdy nie podpisałbym kontraktu klubowego, który zakazywałby mi pracy z drużyną narodową. Nigdy nie miałem cienia wątpliwości, że chcę się zgłosić po tę posadę. Nie zastanawiałem się długo, to była szybka decyzja.
Oficjalnie: Nikola Grbić i Stefano Lavarini trenerami reprezentacji Polski w siatkówce
– Jako były wybitny rozgrywający ma pan specjalny stosunek do graczy na tej pozycji w prowadzonych przez siebie zespołach?
– Ważne, by rozgrywający nie czuli żadnej presji z mojej strony. Dyskutujemy dużo, oglądamy wideo, analizujemy organizację gry przeciwnej ekipy, wyszukujemy słabe punkty. I potem omawiamy, co byłoby najlepszym rozwiązaniem w meczu. Nigdy nie pozwoliłbym sobie na narzucanie swojej woli, przywoływanie, że ja zagrałbym tak czy siak. Nigdy tego nie robiłem i nie zrobię.